O paście do zębów wrażliwych Splat:
Pasta do zębów wrażliwych Splat Sensitive 100 ml to produkt bez fluoru, na który trafiłam przypadkiem, gdy szukałam dobrych produktów do pielęgnacji wrażliwych zębów. Kosztuje około 15-20 zł i jest dostępna w wielu sklepach internetowych. Według producenta powinna lekko wybielać i zmniejszać nadwrażliwość dzięki zawartości hydroksyapatytu, który jest podstawowym budulcem szkliwa i który wkomponowuje się w jego mikroubytki i mikropęknięcia, dzięki czemu wzmacnia zęby. Poza tym pasta do zębów wrażliwych Splat bez fluoru zawiera witaminy C, PP, E i flawonoidy, które działają antyoksydacyjnie i wzmacniająco oraz ekstrakty z rumianku niebieskiego i hiszpańskiej cytryny, które pomagają zmniejszyć krwawienie dziąseł i działają antybakteryjnie. Jakby tego było mało - zaokrąglone cząsteczki Polidonu, które polerują szkliwo oraz bezpieczny dla wrażliwych zębów, opatentowany system wybielania polegający na zmiękczeniu nalotu białkowego i rozpuszczeniu go. Brzmi bardzo zachęcająco, prawda? To wszystko w cenie, która nie rujnuje portfela. Dlatego właśnie bez wahania postanowiłam przetestować tę pastę na moich wrażliwych na skrajne temperatury zębach.
Moja opinia:
Zużyłam dwa opakowania tej pasty i muszę przyznać, że mam mieszane uczucia, ale przeważają te pozytywne. Pasta ma dość delikatny smak i miały, mleczny kolor. Łatwo się ją nakłada, konsystencja jest odpowiednia, wydajność również. Opakowaniu też nie można nic zarzucić. Nie ma w swoim składzie fluoru, co oceniam na plus. Podczas użytkowania faktycznie zmniejszyła się wrażliwość zębów, ale miałam wrażenie, że gdy tylko ją odstawiałam na rzecz innej, nadwrażliwość powracała. Ciężko mi jednak podejść do tego w sposób pewny czy naukowy - nie wiem na ile trwale wypełniane są ubytki dzięki tej paście. Nie wiem jak długo trzeba ją stosować, by efekt osiągnąć i jak trwały on będzie. Moja laicka opinia na temat pasty do zębów wrażliwych Splat jest ogólnie rzecz biorąc pozytywna - zachęcający skład, satysfakcjonujący efekt myjący, wybielenie w śladowych, niemal niezauważalnych ilościach oraz wyczuwalne zmniejszenie nadwrażliwości zębów. Z pewnością będę do niej wracać i będę ją polecać.
W skrócie:
- minimalnie wybiela
- przyjemna w użytkowaniu
- wydajna
- ok. 15-20 zł za 100 ml
- zmniejsza nadwrażliwość zębów
- świetny skład
Moja ocena:
Nie mam nic do zarzucenia tej paście do zębów. Stosunek jakości do ceny jest odpowiedni. Fantastyczny skład. Robi to, co obiecuje producent. Jeśli interesuje ciebie pasta do wrażliwych zębów bez fluoru to Splat będzie dobrym wyborem. Strzał w dziesiątkę!
środa, 29 listopada 2017
środa, 22 listopada 2017
Bambusowy tonik do twarzy Bamboo Avebio
Avebio to polska marka produkująca kosmetyki prawie całkowicie lub całkowicie naturalne. W moje ręce trafił naturalny, bambusowy tonik do twarzy Avebio, który według producenta jest przeznaczony do każdego rodzaju skóry i ma działać antyoksydacyjnie, oczyszczająco i łagodząco. Kosztuje ok. 30 zł i znajduje się w ciemnej, plastikowej buteleczce o pojemności 100 ml.
Bambusowy tonik naturalny Avebio - moje wrażenia:
To prawdopodobnie będzie moja najkrótsza recenzja. Buteleczka jest ciemna, co jest na plus biorąc pod uwagę, że ten bambusowy tonik Avebio jest naturalny i szybko się psuje. Niestety, nie jest szklana, choć plastik jest wygodniejszy. Pojemność nie jest duża, ale ze względu na datę przydatności, jest ona wystarczająca. Zapach produktu jest naturalny, bambusowy, ale w moim subiektywnym odczuciu nieładny, co jednak nie ma dużego znaczenia, bo po tego typu kosmetyki sięga się nie dla walorów estetycznych, a dla idei. Jeśli chodzi o działanie, to przyznam, że byłam pierwszy raz w życiu zszokowana(!) Naturalny tonik bambusowy Avebio sprzedawany jako produkt do każdego typu cery, który ma łagodzić, po niecałej minucie od zaaplikowania zaczął mnie szczypać, piec i spowodował bardzo silne zaczerwienienie twarzy. Było na niej widać dokładnie gdzie dojechałam wacikiem, a gdzie produkt nie miał styczności z moją cerą! Co gorsza, szykowałam się wtedy do ważnego wyjścia. Dokładnie opłukałam twarz, ale rumień i pieczenie nie ustępowało szybko, dlatego sięgnęłam po mocno kryjący podkład i to on mnie tego dnia uratował. Po około dwóch tygodniach postanowiłam zrobić eksperyment i spróbować tego produktu jeszcze raz, by się upewnić, że nie był to absolutnie żaden inny czynnik. Sytuacja się powtórzyła. Dlatego bez zahamowań piszę bardzo szczerą i negatywną recenzję. Tonik bambusowy Avebio nie uczuli każdego, wielu osobom z pewnością się sprawdzi, ale nie powinien być on opisany jako tonik do każdego typu cery, ani jako tonik łagodzący. Jest to produkt silnie alergizujący i zdecydowanie nie polecam ryzykować kupna osobom o cerze wrażliwej, naczynkowej, delikatnej czy skłonnej do alergii.
W skrócie:
- 100 ml za ok. 30 zł
- nieładny zapach
- silnie alergizujący
- potencjalnie podrażniający
Moja ocena:
Moja ocena to 1/10. Ten jeden punkt daję patriotycznie, za ideę i za świadomość, że ciemna buteleczka ochroni produkt. Poza tym wrażenia mam pierwszy raz tak skrajnie negatywne. Nigdy nie widziałam takiej reakcji na swojej, czy nawet czyjejś twarzy. Nigdy nie przypuszczałam, że producenci w tych czasach mogą tak ryzykować z potencjalnymi alergenami. Niestety, nie polecam - szkoda ryzykować, szkoda cery, szkoda pieniędzy.
Bambusowy tonik naturalny Avebio - moje wrażenia:
To prawdopodobnie będzie moja najkrótsza recenzja. Buteleczka jest ciemna, co jest na plus biorąc pod uwagę, że ten bambusowy tonik Avebio jest naturalny i szybko się psuje. Niestety, nie jest szklana, choć plastik jest wygodniejszy. Pojemność nie jest duża, ale ze względu na datę przydatności, jest ona wystarczająca. Zapach produktu jest naturalny, bambusowy, ale w moim subiektywnym odczuciu nieładny, co jednak nie ma dużego znaczenia, bo po tego typu kosmetyki sięga się nie dla walorów estetycznych, a dla idei. Jeśli chodzi o działanie, to przyznam, że byłam pierwszy raz w życiu zszokowana(!) Naturalny tonik bambusowy Avebio sprzedawany jako produkt do każdego typu cery, który ma łagodzić, po niecałej minucie od zaaplikowania zaczął mnie szczypać, piec i spowodował bardzo silne zaczerwienienie twarzy. Było na niej widać dokładnie gdzie dojechałam wacikiem, a gdzie produkt nie miał styczności z moją cerą! Co gorsza, szykowałam się wtedy do ważnego wyjścia. Dokładnie opłukałam twarz, ale rumień i pieczenie nie ustępowało szybko, dlatego sięgnęłam po mocno kryjący podkład i to on mnie tego dnia uratował. Po około dwóch tygodniach postanowiłam zrobić eksperyment i spróbować tego produktu jeszcze raz, by się upewnić, że nie był to absolutnie żaden inny czynnik. Sytuacja się powtórzyła. Dlatego bez zahamowań piszę bardzo szczerą i negatywną recenzję. Tonik bambusowy Avebio nie uczuli każdego, wielu osobom z pewnością się sprawdzi, ale nie powinien być on opisany jako tonik do każdego typu cery, ani jako tonik łagodzący. Jest to produkt silnie alergizujący i zdecydowanie nie polecam ryzykować kupna osobom o cerze wrażliwej, naczynkowej, delikatnej czy skłonnej do alergii.
W skrócie:
- 100 ml za ok. 30 zł
- nieładny zapach
- silnie alergizujący
- potencjalnie podrażniający
Moja ocena:
Moja ocena to 1/10. Ten jeden punkt daję patriotycznie, za ideę i za świadomość, że ciemna buteleczka ochroni produkt. Poza tym wrażenia mam pierwszy raz tak skrajnie negatywne. Nigdy nie widziałam takiej reakcji na swojej, czy nawet czyjejś twarzy. Nigdy nie przypuszczałam, że producenci w tych czasach mogą tak ryzykować z potencjalnymi alergenami. Niestety, nie polecam - szkoda ryzykować, szkoda cery, szkoda pieniędzy.
czwartek, 17 sierpnia 2017
Nawilżające mleczko do demakijażu Yoskine
Nawilżające mleczko do demakijażu Yoskine oczami producenta:
Neo lipidowe mleczko nawilżające Yoskine Asayake Pure do każdego rodzaju cery to produkt firmy Dax, który ma za zadanie oczyścić skórę twarzy z makijażu i zanieczyszczeń, nawilżyć ją, złagodzić podrażnienia i zaczerwienienia oraz przygotować na przyjęcie odżywczych składników kremu, który należy zastosować po użyciu mleczka. Nadaje się do demakijażu skóry twarzy, dekoltu i szyi oraz oczu. Jest przeznaczone do każdego rodzaju cery. Opakowanie ma pojemność 200 ml i kosztuje niecałe 30 zł.
Moje wrażenia:
Przyznam szczerze, że szukałam delikatnego, nawilżającego i kojącego mleczka do demakijażu - najlepiej dla cery naczynkowej i skóry nadreaktywnej. Będąc w Rossmannie mój wzrok przykuła ta ładna, nowoczesna i estetyczna buteleczka, cena sugerująca, że powinno być to coś odrobinę lepszego od mleczek za około 10-15 zł, obietnice producenta z opakowania oraz intrygująca nazwa marki. Czyli okazałam się w stu procentach nieświadomym konsumentem podatnym na zabiegi marketingowe ;) Opakowanie faktycznie jest bardzo ładne i jest ozdobą łazienki. Pompka działa bez zarzutu, za to "główka" jest ruchoma, przekręca się, a metaliczny pasek wydaje się słabej jakości. Produkt jest bardzo niewydajny - przy samym demakijażu oczu zużywam 5 pompek produktu, a prawdę mówiąc przydałoby się dwa razy tyle i dwa razy tyle wacików. Konsystencja mleczka jest dość rzadka, ma delikatny, różowy kolor i w moim subiektywnym odczuciu, niezbyt ciekawy, odrobinę zbyt intensywny, ale niebrzydki zapach. Moje pierwsze użycie mleczka do demakijażu Yoskine zostało okupione ogromnym dysonansem - kosmetyk, który miał koić, nawilżać i nadawać się do każdego rodzaju cery, podrażnił moją skórę wokół oczu! Reakcją było lekkie zaczerwienienie i lekkie szczypanie. Gdyby objawy były silniejsze, nie dałabym mu drugiej szansy, ale postanowiłam, że spróbuję użyć mleczka Yoskine jeszcze raz. Skóra chyba się przyzwyczaiła, bo było dużo lepiej i w efekcie zużyję ten kosmetyk do końca. Niemniej, nie polecam go w żadnym wypadku osobom ze skórą delikatną, wrażliwą, naczynkową, ani alergikom! Efektów pielęgnacyjnych nie zauważyłam, ale prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że mleczko do demakijażu Yoskine będzie działać jak dobry krem. Najważniejsze, że nie wysuszyło mojej skóry. Skuteczność usuwania makijażu oceniłabym na 4 w skali do 6. Nie ma efektu wow, nie jest bardzo dobrze, ale jest OK - trzeba troszkę potrzeć, potrzymać kilka sekund produkt w miejscu, w którym chcemy usunąć zanieczyszczenie i zaaplikować solidną warstwę produktu. Po raz kolejny sprawdziło się powiedzenie, żeby nie oceniać książki po okładce...
W skrócie:
- 200 ml mleczka kosztuje ok. 30 zł
- estetyczna buteleczka z pompką, której jedyną nietrwałą częścią są główka i metaliczny pasek
- niewydajne
- nieco zbyt intensywny zapach (nie dla wrażliwych)
- dość rzadka konsystencja
- podrażnia delikatną i wrażliwą skórę
- przeciętne właściwości usuwające makijaż i zanieczyszczenia
- cena nieadekwatna do jakości
Moja ocena:
Według mnie nawilżające mleczko do demakijażu Yoskine ma tylko dwa plusy - ładnie wygląda i rzeczywiście usuwa makijaż, choć nie robi tego powalająco. Zapach, konsystencja, wydajność, wpływ na wrażliwą cerę sprawiają, że nie poleciłabym go nikomu, kto liczy się z pieniędzmi i kto unika podrażniania skóry. Z pewnością nigdy więcej nie kupię i póki co, czuję się skutecznie odstraszona od pozostałych produktów Yoskine. Macie z nimi jakieś doświadczenia? Co o nich sądzicie?
Neo lipidowe mleczko nawilżające Yoskine Asayake Pure do każdego rodzaju cery to produkt firmy Dax, który ma za zadanie oczyścić skórę twarzy z makijażu i zanieczyszczeń, nawilżyć ją, złagodzić podrażnienia i zaczerwienienia oraz przygotować na przyjęcie odżywczych składników kremu, który należy zastosować po użyciu mleczka. Nadaje się do demakijażu skóry twarzy, dekoltu i szyi oraz oczu. Jest przeznaczone do każdego rodzaju cery. Opakowanie ma pojemność 200 ml i kosztuje niecałe 30 zł.
Moje wrażenia:
Przyznam szczerze, że szukałam delikatnego, nawilżającego i kojącego mleczka do demakijażu - najlepiej dla cery naczynkowej i skóry nadreaktywnej. Będąc w Rossmannie mój wzrok przykuła ta ładna, nowoczesna i estetyczna buteleczka, cena sugerująca, że powinno być to coś odrobinę lepszego od mleczek za około 10-15 zł, obietnice producenta z opakowania oraz intrygująca nazwa marki. Czyli okazałam się w stu procentach nieświadomym konsumentem podatnym na zabiegi marketingowe ;) Opakowanie faktycznie jest bardzo ładne i jest ozdobą łazienki. Pompka działa bez zarzutu, za to "główka" jest ruchoma, przekręca się, a metaliczny pasek wydaje się słabej jakości. Produkt jest bardzo niewydajny - przy samym demakijażu oczu zużywam 5 pompek produktu, a prawdę mówiąc przydałoby się dwa razy tyle i dwa razy tyle wacików. Konsystencja mleczka jest dość rzadka, ma delikatny, różowy kolor i w moim subiektywnym odczuciu, niezbyt ciekawy, odrobinę zbyt intensywny, ale niebrzydki zapach. Moje pierwsze użycie mleczka do demakijażu Yoskine zostało okupione ogromnym dysonansem - kosmetyk, który miał koić, nawilżać i nadawać się do każdego rodzaju cery, podrażnił moją skórę wokół oczu! Reakcją było lekkie zaczerwienienie i lekkie szczypanie. Gdyby objawy były silniejsze, nie dałabym mu drugiej szansy, ale postanowiłam, że spróbuję użyć mleczka Yoskine jeszcze raz. Skóra chyba się przyzwyczaiła, bo było dużo lepiej i w efekcie zużyję ten kosmetyk do końca. Niemniej, nie polecam go w żadnym wypadku osobom ze skórą delikatną, wrażliwą, naczynkową, ani alergikom! Efektów pielęgnacyjnych nie zauważyłam, ale prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że mleczko do demakijażu Yoskine będzie działać jak dobry krem. Najważniejsze, że nie wysuszyło mojej skóry. Skuteczność usuwania makijażu oceniłabym na 4 w skali do 6. Nie ma efektu wow, nie jest bardzo dobrze, ale jest OK - trzeba troszkę potrzeć, potrzymać kilka sekund produkt w miejscu, w którym chcemy usunąć zanieczyszczenie i zaaplikować solidną warstwę produktu. Po raz kolejny sprawdziło się powiedzenie, żeby nie oceniać książki po okładce...
W skrócie:
- 200 ml mleczka kosztuje ok. 30 zł
- estetyczna buteleczka z pompką, której jedyną nietrwałą częścią są główka i metaliczny pasek
- niewydajne
- nieco zbyt intensywny zapach (nie dla wrażliwych)
- dość rzadka konsystencja
- podrażnia delikatną i wrażliwą skórę
- przeciętne właściwości usuwające makijaż i zanieczyszczenia
- cena nieadekwatna do jakości
Moja ocena:
Według mnie nawilżające mleczko do demakijażu Yoskine ma tylko dwa plusy - ładnie wygląda i rzeczywiście usuwa makijaż, choć nie robi tego powalająco. Zapach, konsystencja, wydajność, wpływ na wrażliwą cerę sprawiają, że nie poleciłabym go nikomu, kto liczy się z pieniędzmi i kto unika podrażniania skóry. Z pewnością nigdy więcej nie kupię i póki co, czuję się skutecznie odstraszona od pozostałych produktów Yoskine. Macie z nimi jakieś doświadczenia? Co o nich sądzicie?
poniedziałek, 7 sierpnia 2017
Emolient Baby Dermedic Linum - emulsja do kąpieli do skóry suchej i atopowej
Emolienty - co to, jak działa, dla kogo?
Emolienty to wspaniały dział kosmetyków do skóry suchej i atopowej. Natłuszczają one skórę i pozostawiają na niej film, dzięki któremu ze skóry "nie ucieka" nawilżenie. Emolienty przywracają ochronna barierę lipidową, intensywnie nawilżają, łagodzą swędzenie i wysuszenie skóry, eliminują uczucie napięcia skóry, przywracają jej elastyczność, przyspieszają proces regeneracji i odnowy naskórka i najogólniej mówiąc, poprawiają kondycję skóry suchej. Są idealne dla skóry wrażliwej, naczyniowej, atopowej, suchej i bardzo suchej. Stosuje się je także w pielęgnacji niemowląt, ponieważ ich skóra jest wyjątkowo wrażliwa. To wszystko spowodowało, że postanowiłam zakupić emulsję do kąpieli emolientowych baby Dermedic Linum Emoleint w wersji 200 ml. Jak się okazuje - było warto!
Emolient baby Dermedic emulsja do kąpieli - moje wrażenia:
Nigdy nie miałam tak przyjemnego dla skóry i ta efektywnie działającego kosmetyku nawilżającego! Emolient do kąpieli baby Dermedic jest niesamowicie przyjemny, nieco sylikonowo-gumowy w dotyku, zostawia bardzo przyjemny i ciekawy film na skórze, ale nie powoduje uczucia tłustości, nie przeszkadza, nie drażni i nie jest w żaden sposób ciężki. Praktycznie nie ma zapachu, a jeśli jest, to tak neutralny i ledwo wyczuwalny, że ciężko byłoby mi go do czegokolwiek porównać. Emolient idealny dla wrażliwych nosów i alergików, bo jak wiadomo, substancje zapachowe są jednym z najsilniejszych alergenów. Konsystencja tego emolientu baby Dermedic w postaci emulsji do kąpieli jest płynna, jak olejek, ale nie jest tłusta jak olejek. Nie jest to kosmetyk wydajny, nie jest też tani, choć muszę przyznać, że cena jak na emolient o tak wysokiej skuteczności i dobrym działaniu jest atrakcyjna. Można go stosować u noworodków od pierwszego dnia życia. Mogą go stosować osoby dorosłe. U mojego noworodka emolient baby Dermedic sprawdził się idealnie, wyleczył z suchej skóry i to bezpowrotnie. Prawdę mówiąc, poza niewydajnością, nie widzę w tym kosmetyku żadnych wad i w mojej kosmetyczce jest to istna rewolucja! Nie chcę używać już nic innego. Moja skóra kocha ten emolient do kąpieli baby Dermedic!
W skrócie:
- emolient spełnia wszystkie obietnice producenta
- ma porządne opakowanie
- nawilża, natłuszcza, chroni, koi, wygładza, uelastycznia skórę
- dobrze myje
- dla noworodków od pierwszego dnia życia i dorosłych
- nie uczula i nie podrażnia
- nie ma zapachu
- rzadka, ale bardzo przyjemna "gumowa" konsystencja
- nie jest wydajny
Moja ocena:
Jeśli szukacie emulsji do kąpieli, która nie tylko oczyści, ale wyczuwalnie zadba o stan skóry, nawilży ją, ukoi, natłuści, ochroni i zapobiegnie wysuszeniom, to jest to kosmetyk idealny dla Was. U mnie ten emolient sprawdził się w 100% i jeden punkt odejmuję tylko dlatego, że nie jest wydajny, przez co cena jest relatywnie wysoka. Jeśli mogłabym dać 9,5, byłoby to 9,5. Jednak, jak na emolient o tak skutecznym działaniu, nie jest to cena zła i jest jak najbardziej warta przynajmniej wypróbowania. Jakie są Wasze opinie o tej emulsji do kąpieli Dermedic?
Emolienty to wspaniały dział kosmetyków do skóry suchej i atopowej. Natłuszczają one skórę i pozostawiają na niej film, dzięki któremu ze skóry "nie ucieka" nawilżenie. Emolienty przywracają ochronna barierę lipidową, intensywnie nawilżają, łagodzą swędzenie i wysuszenie skóry, eliminują uczucie napięcia skóry, przywracają jej elastyczność, przyspieszają proces regeneracji i odnowy naskórka i najogólniej mówiąc, poprawiają kondycję skóry suchej. Są idealne dla skóry wrażliwej, naczyniowej, atopowej, suchej i bardzo suchej. Stosuje się je także w pielęgnacji niemowląt, ponieważ ich skóra jest wyjątkowo wrażliwa. To wszystko spowodowało, że postanowiłam zakupić emulsję do kąpieli emolientowych baby Dermedic Linum Emoleint w wersji 200 ml. Jak się okazuje - było warto!
Emolient baby Dermedic emulsja do kąpieli - moje wrażenia:
Nigdy nie miałam tak przyjemnego dla skóry i ta efektywnie działającego kosmetyku nawilżającego! Emolient do kąpieli baby Dermedic jest niesamowicie przyjemny, nieco sylikonowo-gumowy w dotyku, zostawia bardzo przyjemny i ciekawy film na skórze, ale nie powoduje uczucia tłustości, nie przeszkadza, nie drażni i nie jest w żaden sposób ciężki. Praktycznie nie ma zapachu, a jeśli jest, to tak neutralny i ledwo wyczuwalny, że ciężko byłoby mi go do czegokolwiek porównać. Emolient idealny dla wrażliwych nosów i alergików, bo jak wiadomo, substancje zapachowe są jednym z najsilniejszych alergenów. Konsystencja tego emolientu baby Dermedic w postaci emulsji do kąpieli jest płynna, jak olejek, ale nie jest tłusta jak olejek. Nie jest to kosmetyk wydajny, nie jest też tani, choć muszę przyznać, że cena jak na emolient o tak wysokiej skuteczności i dobrym działaniu jest atrakcyjna. Można go stosować u noworodków od pierwszego dnia życia. Mogą go stosować osoby dorosłe. U mojego noworodka emolient baby Dermedic sprawdził się idealnie, wyleczył z suchej skóry i to bezpowrotnie. Prawdę mówiąc, poza niewydajnością, nie widzę w tym kosmetyku żadnych wad i w mojej kosmetyczce jest to istna rewolucja! Nie chcę używać już nic innego. Moja skóra kocha ten emolient do kąpieli baby Dermedic!
W skrócie:
- emolient spełnia wszystkie obietnice producenta
- ma porządne opakowanie
- nawilża, natłuszcza, chroni, koi, wygładza, uelastycznia skórę
- dobrze myje
- dla noworodków od pierwszego dnia życia i dorosłych
- nie uczula i nie podrażnia
- nie ma zapachu
- rzadka, ale bardzo przyjemna "gumowa" konsystencja
- nie jest wydajny
Moja ocena:
Jeśli szukacie emulsji do kąpieli, która nie tylko oczyści, ale wyczuwalnie zadba o stan skóry, nawilży ją, ukoi, natłuści, ochroni i zapobiegnie wysuszeniom, to jest to kosmetyk idealny dla Was. U mnie ten emolient sprawdził się w 100% i jeden punkt odejmuję tylko dlatego, że nie jest wydajny, przez co cena jest relatywnie wysoka. Jeśli mogłabym dać 9,5, byłoby to 9,5. Jednak, jak na emolient o tak skutecznym działaniu, nie jest to cena zła i jest jak najbardziej warta przynajmniej wypróbowania. Jakie są Wasze opinie o tej emulsji do kąpieli Dermedic?
Etykiety:
dermedic,
dla dzieci,
do kąpieli,
emolient,
skóra atopowa,
skóra sucha
środa, 2 sierpnia 2017
Denko: Couture Edition by Dilek Hanif - odżywczy olejek do włosów Mythic Oil L'Oreal Professionnel
O odżywczym olejku do włosów Couture Edition by Dilek Hanif - Mythic Oil L'Oreal Professionnel
Odżywczy olejek do włosów Mythic Oil marki L'Oreal Professionnel z edycji Couture by Dilek Hanif trafił w moje ręce bardzo dawno temu. Jest to olejek do każdego rodzaju włosów, który ma za zadanie je odżywić, nadać blasku i ułatwić rozczesywanie. Olejek do włosów Mythic Oil, który posiadałam i opisuję pochodzi z kolekcji Dilek Hanif dla L'Oreal Professionnel (projektantka mody z Turcji, która wystawia swoje prace w Paryżu). Kosmetyk miał na szyjce butelki bransoletkę inspirowaną orientem i haute couture jako dodatek do produktu. Zarówno opakowanie, jak i biżuteryjny dodatek zostały zaprojektowane przez Dilek Hanif. Opisywany olejek do włosów zawiera olejek z awokado i nasion grapefruita. Można go aplikować na wilgotne lub suche włosy. Pojemność to 125 ml, a cena 58 zł.
Moja opinia - olejek do włosów Dilek Hanif dla L'Oreal Professionnel Mythic Oil
Olejek do włosów Dilek Hanif dla Mythic Oil L'Oreal Professionnel sprawdził się u mnie w stu procentach i żałuję, że się skończył. Miałam go długo i był bardzo wydajny. Pięknie i delikatnie pachniał, miał estetyczną i atrakcyjną butelkę i etykietę. Porządny dozownik pozwalał na pobranie dowolnej ilości produktu, bez marnowania go. Olejek Mythic Oil bardzo ułatwiał rozczesywanie, zamykał łuski włosa, nadawał im blask i przy nałożeniu odpowiedniej ilości (malutkiej ilości na włosy do łopatek - bardzo ekonomiczny i wydajny kosmetyk!) dodawał moim włosom +10 do wyglądu, a nie powodował przy tym efektu przetłuszczenia i obciążenia. Nie będę się długo rozwodzić nad tym kosmetykiem do włosów, bo nie znalazłam w nim wad. No, może poza dość wysoką ceną, która jest jednak warta wydania ze względu na działanie i wydajność tego olejku odżywczego. Obecnie (2017 rok) nie ma już w sprzedaży tej edycji, o której piszę, ale sam olejek L'Oreal Professionnel Mythic Oil jest dostępny w niezmienionej formule, ale w innym opakowaniu. Całość jest za to w znacząco niższej cenie około 40 zł lecz w pojemności 100 ml.
W skrócie:
- nie obciąża i nie przetłuszcza włosów
- ułatwia rozczesywanie
- odżywia i nawilża włosy
- łatwo się dozuje
- nadaje połysk włosom
- ma porządne opakowanie
- bardzo wydajny
- koszt kiedyś 58 zł za 125 ml, a w 2017 roku ok. 40 zł za 100 ml
Moja ocena:
Rzadko zdarza mi się dawać pełną dziesiątkę, ale olejek do wszystkich rodzajów włosów Mythic Oil L'Oreal Professionnel sprawdził się u mnie bez zarzutu i nie znalazłam w nim żadncyh wad - od spełnienia obietnic producenta, przez działanie, po opakowanie. Polecam z czystym sumieniem - myślę, że sprawdzi się u większości osób, nawet tych, które mają przetłuszczającą się skórę głowy (wystarczy wtedy stosować ten olejek od połowy długości włosów). Używałyście tego olejku do włosów? Jak się u was sprawdził?
Odżywczy olejek do włosów Mythic Oil marki L'Oreal Professionnel z edycji Couture by Dilek Hanif trafił w moje ręce bardzo dawno temu. Jest to olejek do każdego rodzaju włosów, który ma za zadanie je odżywić, nadać blasku i ułatwić rozczesywanie. Olejek do włosów Mythic Oil, który posiadałam i opisuję pochodzi z kolekcji Dilek Hanif dla L'Oreal Professionnel (projektantka mody z Turcji, która wystawia swoje prace w Paryżu). Kosmetyk miał na szyjce butelki bransoletkę inspirowaną orientem i haute couture jako dodatek do produktu. Zarówno opakowanie, jak i biżuteryjny dodatek zostały zaprojektowane przez Dilek Hanif. Opisywany olejek do włosów zawiera olejek z awokado i nasion grapefruita. Można go aplikować na wilgotne lub suche włosy. Pojemność to 125 ml, a cena 58 zł.
Moja opinia - olejek do włosów Dilek Hanif dla L'Oreal Professionnel Mythic Oil
Olejek do włosów Dilek Hanif dla Mythic Oil L'Oreal Professionnel sprawdził się u mnie w stu procentach i żałuję, że się skończył. Miałam go długo i był bardzo wydajny. Pięknie i delikatnie pachniał, miał estetyczną i atrakcyjną butelkę i etykietę. Porządny dozownik pozwalał na pobranie dowolnej ilości produktu, bez marnowania go. Olejek Mythic Oil bardzo ułatwiał rozczesywanie, zamykał łuski włosa, nadawał im blask i przy nałożeniu odpowiedniej ilości (malutkiej ilości na włosy do łopatek - bardzo ekonomiczny i wydajny kosmetyk!) dodawał moim włosom +10 do wyglądu, a nie powodował przy tym efektu przetłuszczenia i obciążenia. Nie będę się długo rozwodzić nad tym kosmetykiem do włosów, bo nie znalazłam w nim wad. No, może poza dość wysoką ceną, która jest jednak warta wydania ze względu na działanie i wydajność tego olejku odżywczego. Obecnie (2017 rok) nie ma już w sprzedaży tej edycji, o której piszę, ale sam olejek L'Oreal Professionnel Mythic Oil jest dostępny w niezmienionej formule, ale w innym opakowaniu. Całość jest za to w znacząco niższej cenie około 40 zł lecz w pojemności 100 ml.
W skrócie:
- nie obciąża i nie przetłuszcza włosów
- ułatwia rozczesywanie
- odżywia i nawilża włosy
- łatwo się dozuje
- nadaje połysk włosom
- ma porządne opakowanie
- bardzo wydajny
- koszt kiedyś 58 zł za 125 ml, a w 2017 roku ok. 40 zł za 100 ml
Moja ocena:
Rzadko zdarza mi się dawać pełną dziesiątkę, ale olejek do wszystkich rodzajów włosów Mythic Oil L'Oreal Professionnel sprawdził się u mnie bez zarzutu i nie znalazłam w nim żadncyh wad - od spełnienia obietnic producenta, przez działanie, po opakowanie. Polecam z czystym sumieniem - myślę, że sprawdzi się u większości osób, nawet tych, które mają przetłuszczającą się skórę głowy (wystarczy wtedy stosować ten olejek od połowy długości włosów). Używałyście tego olejku do włosów? Jak się u was sprawdził?
piątek, 14 lipca 2017
Naturalne mydło w płynie Yope o zapachu figi - działanie, zapach, wydajność, cena
Yope - popularna marka "naturalnych" kosmetyków
Marka Yope wraz z ich "naturalnymi" kosmetykami bije rekordy popularności w polskim internecie. Dlaczego "naturalnymi" napisałam w cudzysłowie? A bo przepisy nie regulują używania tego słowa w branży kosmetycznej i dzięki temu mamy w Polsce kosmetyki naturalne z tylko częścią składu naturalnego, a więc można uznać to słowo za nadużywane i celowo mylące. Niemniej, każdy świadomy konsument czyta etykiety i dokonuje świadomych wyborów, dlatego nie będę się tutaj nad tematem "kosmetyki naturalne" rozwodzić i przejdę do meritum.
Jak trafiłam na naturalne mydła Yope?
Na mydła Yope trafiłam, co ciekawe, na samym początku istnienia marki i to przez zupełny przypadek. Jak co roku spotkałam się w naszym domku letniskowym z kuzynkami męża. Jedna z nich przywiozła właśnie to mydło w płynie Yope Figa Naturel. Zaintrygowało mnie opakowanie i "naturalność" kosmetyku. Całość prezentowała się świetnie, stylowo i przykuła moją uwagę na tyle, że postanowiłam to naturalne mydło Yope przetestować.
Naturalne mydło Yope o zapachu figi - moja opinia:
Zacznę może od opakowania. Całość jest w ciemnej plastikowej buteleczce, która zapewne ma chronić naturalną część składu przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych. Cudownie kojarzy mi się to z "aptecznym" stylem i naukowym podejściem - za to plus. Kolejny pozytyw to wygodna i porządna pompka, która dozuje mydło naturalne Yope i zapewnia higieniczność, która jest istotna dla naturalnych składników, bo te łatwo ulegają degradacji. Etykieta jest zniewalająca! Zawsze lubiłam kreskówkowy styl i ta prosta, biało-czarna szata graficzna mydła Yope to dla mnie prawdziwy hit! Oczywiście, nie każdemu przypadnie ona do gustu, nie do każdej łazienki będzie pasować, ale wg mnie to piękny przykład tego, że warto inwestować w nietuzinkowe i wyróżniające się pomysły. Zwłaszcza gdy pasują one do ogólnej koncepcji prostoty i naturalności. Produktów Yope nie da się pomylić z żadnymi innymi i to właśnie dzięki etykietom. Ze strony marketingowej to był strzał w dziesiątkę!
Mydło w płynie Yope, które testowałam, miało zapach figi. Musze przyznać, że nie był on nachalny, ale też nie był zachęcający, porywający, zniewalający, zapadający w pamięć. A szkoda. Konsystencja raczej tępa, ale to zapewne dzięki składowi, który nie jest zapchany nienaturalnymi i szkodliwymi substancjami - mydła Yope nie mają bowiem parabenów, silikonów, barwników, SLES`u i SLS`u. Zawierają za to witaminy B i C, które nawilżają i regenerują skórę, glicerynę roślinną, która nawilża, uelastycznia i wygładza skórę oraz witaminę B5 i alantoninę, które mają właściwości łagodzące i regenerujące. I za to wszystko wielki plus. Mam skórę naczynkową i wrażliwą, a mimo to wypróbowałam figowe mydło Yope do twarzy. Mogę powiedzieć, że z pewnością nie jest ono tak drażniące i wysuszające, jak mydła innych marek. Niemniej, dla tak skrajnego wrażliwca jak ja, nie polecałabym używania go do skóry twarzy. Dla rąk jest jednak zupełnie OK - dobrze myje, nie wysusza skóry i będzie idealnym mydłem dla tych, którzy z jakichś przyczyn muszą często myć ręce.
W skrócie:
- niebanalne, estetyczne, praktyczne i porządnie wykonane opakowanie
- skład lepszy dla skóry i zdrowia, niż większość mydeł na rynku
- dobrze myje
- nie wysusza skóry tak jak inne mydła
- bardzo delikatnie i nienachalnie pachnie
- butelka 500 ml kosztuje około 20 zł (w 2017 roku)
- można kupić tańszą dolewkę, co jest ekologiczne i ekonomiczne
Moja ocena:
Mydło naturalne Yope o zapachu figi to rzetelnie wykonany produkt. Opakowanie bez zarzutu, możliwość kupienia tańszego uzupełnienia i zwyczajne działanie takie, jak obiecuje producent. Dwa małe minusy za dość wysoką cenę i słabo wyczuwalny i niezbyt powalający zapach. Całość na dziewiątkę. Macie podobną opinię o mydłach naturalnych Yope?
Marka Yope wraz z ich "naturalnymi" kosmetykami bije rekordy popularności w polskim internecie. Dlaczego "naturalnymi" napisałam w cudzysłowie? A bo przepisy nie regulują używania tego słowa w branży kosmetycznej i dzięki temu mamy w Polsce kosmetyki naturalne z tylko częścią składu naturalnego, a więc można uznać to słowo za nadużywane i celowo mylące. Niemniej, każdy świadomy konsument czyta etykiety i dokonuje świadomych wyborów, dlatego nie będę się tutaj nad tematem "kosmetyki naturalne" rozwodzić i przejdę do meritum.
Jak trafiłam na naturalne mydła Yope?
Na mydła Yope trafiłam, co ciekawe, na samym początku istnienia marki i to przez zupełny przypadek. Jak co roku spotkałam się w naszym domku letniskowym z kuzynkami męża. Jedna z nich przywiozła właśnie to mydło w płynie Yope Figa Naturel. Zaintrygowało mnie opakowanie i "naturalność" kosmetyku. Całość prezentowała się świetnie, stylowo i przykuła moją uwagę na tyle, że postanowiłam to naturalne mydło Yope przetestować.
Naturalne mydło Yope o zapachu figi - moja opinia:
Zacznę może od opakowania. Całość jest w ciemnej plastikowej buteleczce, która zapewne ma chronić naturalną część składu przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych. Cudownie kojarzy mi się to z "aptecznym" stylem i naukowym podejściem - za to plus. Kolejny pozytyw to wygodna i porządna pompka, która dozuje mydło naturalne Yope i zapewnia higieniczność, która jest istotna dla naturalnych składników, bo te łatwo ulegają degradacji. Etykieta jest zniewalająca! Zawsze lubiłam kreskówkowy styl i ta prosta, biało-czarna szata graficzna mydła Yope to dla mnie prawdziwy hit! Oczywiście, nie każdemu przypadnie ona do gustu, nie do każdej łazienki będzie pasować, ale wg mnie to piękny przykład tego, że warto inwestować w nietuzinkowe i wyróżniające się pomysły. Zwłaszcza gdy pasują one do ogólnej koncepcji prostoty i naturalności. Produktów Yope nie da się pomylić z żadnymi innymi i to właśnie dzięki etykietom. Ze strony marketingowej to był strzał w dziesiątkę!
Mydło w płynie Yope, które testowałam, miało zapach figi. Musze przyznać, że nie był on nachalny, ale też nie był zachęcający, porywający, zniewalający, zapadający w pamięć. A szkoda. Konsystencja raczej tępa, ale to zapewne dzięki składowi, który nie jest zapchany nienaturalnymi i szkodliwymi substancjami - mydła Yope nie mają bowiem parabenów, silikonów, barwników, SLES`u i SLS`u. Zawierają za to witaminy B i C, które nawilżają i regenerują skórę, glicerynę roślinną, która nawilża, uelastycznia i wygładza skórę oraz witaminę B5 i alantoninę, które mają właściwości łagodzące i regenerujące. I za to wszystko wielki plus. Mam skórę naczynkową i wrażliwą, a mimo to wypróbowałam figowe mydło Yope do twarzy. Mogę powiedzieć, że z pewnością nie jest ono tak drażniące i wysuszające, jak mydła innych marek. Niemniej, dla tak skrajnego wrażliwca jak ja, nie polecałabym używania go do skóry twarzy. Dla rąk jest jednak zupełnie OK - dobrze myje, nie wysusza skóry i będzie idealnym mydłem dla tych, którzy z jakichś przyczyn muszą często myć ręce.
W skrócie:
- niebanalne, estetyczne, praktyczne i porządnie wykonane opakowanie
- skład lepszy dla skóry i zdrowia, niż większość mydeł na rynku
- dobrze myje
- nie wysusza skóry tak jak inne mydła
- bardzo delikatnie i nienachalnie pachnie
- butelka 500 ml kosztuje około 20 zł (w 2017 roku)
- można kupić tańszą dolewkę, co jest ekologiczne i ekonomiczne
Moja ocena:
Mydło naturalne Yope o zapachu figi to rzetelnie wykonany produkt. Opakowanie bez zarzutu, możliwość kupienia tańszego uzupełnienia i zwyczajne działanie takie, jak obiecuje producent. Dwa małe minusy za dość wysoką cenę i słabo wyczuwalny i niezbyt powalający zapach. Całość na dziewiątkę. Macie podobną opinię o mydłach naturalnych Yope?
czwartek, 2 lutego 2017
Ulubieniec: Skoncentrowany, bezzapachowy krem do rąk Neutrogena. Najlepszy krem do rąk na polskim rynku?
Krem do rąk Neutrogena - skoncentrowany i bezzapachowy kosmetyk za niewielkie pieniądze.
Lubię dobre, ekskluzywne kosmetyki, ale zupełnie nie przekreślam tych drogeryjnych. Zwłaszcza, że wielokrotnie przekonałam się, że te sygnowane nazwami domów mody czy nazwiskami projektantów, często wcale nie są lepsze, niż odpowiedniki ze zwykłych sklepów, czy specjalistycznych marek. Tak jest w przypadku kremu do rąk Neutrogena o skoncentrowanej formule bez zapachu. 50 ml tego gęstego i wydajnego kremu kosztuje około 15 zł i choć testowałam wiele kremów do rąk, bo mam wrażliwą skórę dłoni, ten jeden wypada najlepiej - nawet na tle tych za kilkadziesiąt złotych. Czyżby najlepszy krem do rąk?
Jaki jest skoncentrowany i bezzapachowy krem do rąk Neutrogena?
Przede wszystkim jest bardzo gęsty, a otwór z tubie o połowę mniejszy niż w kremach o klasycznej konsystencji. Jest też bardzo wydajny, bo wystarczy niewielka ilość, by pokryć obie dłonie. Opakowanie ma 50 ml i wydaje mi się, że starczy na dłużej, niż wersje rzadsze sprzedawane w pojemności 75 ml. Krem faktycznie nie ma żadnej woni, dzięki czemu będzie idealny dla alergików, osób wrażliwych na zapachy oraz tych, którzy nie lubią mieszać aromatów różnych kosmetyków na swoim ciele.
Moje spostrzeżenia na temat skoncentrowanego, bezzapachowego kremu do rąk Neutrogena:
Wracam do tego kremu regularnie i jest on moim zdecydowanym ulubieńcem. Przede wszystkim - działa. Wszystkie obietnice producenta zostają spełnione, a to, wbrew pozorom, nie zdarza się często. Ten krem do rąk koi, nawilża, przynosi ulgę nawet w przypadku tak wymagających dłoni jak moje. Kosmetyk ten będzie idealny dla osób, których skóra jest spierzchnięta, wysuszona od słońca, klimatyzacji, ogrzewania, używania detergentów czy mrozu. Formuła jest bardzo gęsta, ale zupełnie nie niesie to ze sobą nieprzyjemnych konsekwencji - ten krem do rąk szybko się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu, w co trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę konsystencję. Takie dopracowanie detali i każdej płaszczyzny produktu jest godne pochwały. Kolejny plus to brak zapachu. Większość kremów do rąk pachnie zbyt intensywnie, drażniąco, intensywnie, dominująco lub zwyczajnie nieładnie i sztucznie. Osobiście nie przepadam za zdecydowanymi zapachami w kosmetykach pielęgnacyjnych i kolorowych - drażnią mnie i mój nos. Zamiast poprawiać samopoczucie, psują je. Ten krem do rąk marki Neutrogena ma ten plus, że nie pachnie, a więc nie drażni, nie powoduje bólu głowy i nie kłóci się z perfumami. Dodatkowo, świadomość, że substancje zapachowe są jednymi z najbardziej alergennych, powoduje, że jeszcze milej myślę o tym produkcie. Opakowanie jest trwałe, estetyczne i nie ma żadnych wad. To najlepszy krem do rąk jakiego miałam okazję używać!
W skrócie:
- jest bardzo skuteczny - działa szybko i na długo
- przynosi ulgę, koi, nawilża skórę dłoni
- jest gęsty i wydajny
- nie pozostawia tłustej warstwy i szybko się wchłania
- nie ma zapachu
- 50 ml kosztuje około 15 zł
- opakowanie jest trwałe i dobrze się z niego korzysta
Moja ocena:
Skoncentrowany i bezzapachowy krem do rąk Neutrogena to według mnie produkt bez wad. Działa na moją skórę dłoni, nie drażni mnie, nic mi w nim nie przeszkadza, spełnia wszystkie obietnice producenta. Jego brak zapachu, szybkie wchłanianie i długotrwała skuteczność działania powoduje, że dla mnie jest kosmetykiem do rąk idealnym - po jego zastosowaniu jest tylko efekt, bez śladu kremu do rąk w postacie drażniącego zapachu czy tłustego filmu. Zdecydowanie przyznaję mu 10/10! A Wy jaki macie ulubiony krem do rąk?
Lubię dobre, ekskluzywne kosmetyki, ale zupełnie nie przekreślam tych drogeryjnych. Zwłaszcza, że wielokrotnie przekonałam się, że te sygnowane nazwami domów mody czy nazwiskami projektantów, często wcale nie są lepsze, niż odpowiedniki ze zwykłych sklepów, czy specjalistycznych marek. Tak jest w przypadku kremu do rąk Neutrogena o skoncentrowanej formule bez zapachu. 50 ml tego gęstego i wydajnego kremu kosztuje około 15 zł i choć testowałam wiele kremów do rąk, bo mam wrażliwą skórę dłoni, ten jeden wypada najlepiej - nawet na tle tych za kilkadziesiąt złotych. Czyżby najlepszy krem do rąk?
Jaki jest skoncentrowany i bezzapachowy krem do rąk Neutrogena?
Przede wszystkim jest bardzo gęsty, a otwór z tubie o połowę mniejszy niż w kremach o klasycznej konsystencji. Jest też bardzo wydajny, bo wystarczy niewielka ilość, by pokryć obie dłonie. Opakowanie ma 50 ml i wydaje mi się, że starczy na dłużej, niż wersje rzadsze sprzedawane w pojemności 75 ml. Krem faktycznie nie ma żadnej woni, dzięki czemu będzie idealny dla alergików, osób wrażliwych na zapachy oraz tych, którzy nie lubią mieszać aromatów różnych kosmetyków na swoim ciele.
Moje spostrzeżenia na temat skoncentrowanego, bezzapachowego kremu do rąk Neutrogena:
Wracam do tego kremu regularnie i jest on moim zdecydowanym ulubieńcem. Przede wszystkim - działa. Wszystkie obietnice producenta zostają spełnione, a to, wbrew pozorom, nie zdarza się często. Ten krem do rąk koi, nawilża, przynosi ulgę nawet w przypadku tak wymagających dłoni jak moje. Kosmetyk ten będzie idealny dla osób, których skóra jest spierzchnięta, wysuszona od słońca, klimatyzacji, ogrzewania, używania detergentów czy mrozu. Formuła jest bardzo gęsta, ale zupełnie nie niesie to ze sobą nieprzyjemnych konsekwencji - ten krem do rąk szybko się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu, w co trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę konsystencję. Takie dopracowanie detali i każdej płaszczyzny produktu jest godne pochwały. Kolejny plus to brak zapachu. Większość kremów do rąk pachnie zbyt intensywnie, drażniąco, intensywnie, dominująco lub zwyczajnie nieładnie i sztucznie. Osobiście nie przepadam za zdecydowanymi zapachami w kosmetykach pielęgnacyjnych i kolorowych - drażnią mnie i mój nos. Zamiast poprawiać samopoczucie, psują je. Ten krem do rąk marki Neutrogena ma ten plus, że nie pachnie, a więc nie drażni, nie powoduje bólu głowy i nie kłóci się z perfumami. Dodatkowo, świadomość, że substancje zapachowe są jednymi z najbardziej alergennych, powoduje, że jeszcze milej myślę o tym produkcie. Opakowanie jest trwałe, estetyczne i nie ma żadnych wad. To najlepszy krem do rąk jakiego miałam okazję używać!
W skrócie:
- jest bardzo skuteczny - działa szybko i na długo
- przynosi ulgę, koi, nawilża skórę dłoni
- jest gęsty i wydajny
- nie pozostawia tłustej warstwy i szybko się wchłania
- nie ma zapachu
- 50 ml kosztuje około 15 zł
- opakowanie jest trwałe i dobrze się z niego korzysta
Moja ocena:
Skoncentrowany i bezzapachowy krem do rąk Neutrogena to według mnie produkt bez wad. Działa na moją skórę dłoni, nie drażni mnie, nic mi w nim nie przeszkadza, spełnia wszystkie obietnice producenta. Jego brak zapachu, szybkie wchłanianie i długotrwała skuteczność działania powoduje, że dla mnie jest kosmetykiem do rąk idealnym - po jego zastosowaniu jest tylko efekt, bez śladu kremu do rąk w postacie drażniącego zapachu czy tłustego filmu. Zdecydowanie przyznaję mu 10/10! A Wy jaki macie ulubiony krem do rąk?
wtorek, 31 stycznia 2017
Denko: Wygładzające mleczko micelarne Pearl Lifting Lirene
Dlaczego wybrałam wygładzające mleczko micelarne Pearl Lifting Lirene?
Mam delikatną, wrażliwą, naczynkową i powoli starzejącą się cerę. Moim ulubionym kosmetykiem do demakijażu jest mleczko, które nie wysusza, koi, nawilża, daje dobry poślizg i skutecznie usuwa makijaż. Spośród wielu dostępnych na rynku, wybrałam mleczko micelarne Pearl Lifting marki Lirene, bo mam zaufanie do tej firmy i wszystkich jej marek (także Pharmaceris i dr Irena Eris). Podziwiam założycielkę, produkty tej firmy nigdy mnie nie zawiodły w większym stopniu, a dodatkowo, to akurat mleczko ma obiecuje właściwości, które mnie interesują - oczyszczanie za pomocą miceli, wygładzanie dzięki ekstraktowi z białej perły, ochrona dzięki witaminie E oraz przeciwdziałanie hormonalnym procesom starzenia dzięki wyciągowi z Pyrus Malus. Brzmi dobrze, tego chciałam, ale czy to otrzymałam? Cena to około 15 zł za 200 ml.
Czy wygładzające mleczko micelarne Pearl Lifting Lirene spełniło moje oczekiwania?
Mleczko micelarne Pear Lifting od Lirene jest wydajne i w przystępnej cenie. Ma przyjemną w użytkowaniu konsystencję. Ja, w zależności od ilości makijażu, zużywam 2 do 4 płatków kosmetycznych, dość obficie nasączonych produktem. Razem z żelem do mycia twarzy w całości usuwa to kosmetyki kolorowe, sebum i nieczystości nazbierane podczas całego dnia. Mleczko nie powoduje wysuszenia, ani nie obciąża zbytnio mojej skóry. Przyjemnie używa się go do demakijażu oczu - zapewnia dobry poślizg, nie wysusza, nie podrażnia, nie jest zbyt tłuste, efektywnie zmywa nawet wodoodporny tusz do rzęs. Po zastosowaniu tego mleczka micelarnego używam żelu do mycia twarzy, ale nie w okolicach oczu - tam zostawiam ten produkt, a on nie zapycha porów, nie tworzy tłustego filmu, nie jest nieprzyjemny, ale za to daje dodatkowe uczucie nawilżenia i ochrony delikatnej skóry wokół oczu. Warto przypomnieć, że mam cerę naczynkową, wrażliwą i skłonną do przesuszeń, a mój wiek to niemal 30 lat. Jest duże prawdopodobieństwo, że dla cery podobnej do mojej ten kosmetyk nie będzie mieć wad. Dodatkowo buteleczka jest wykonana z solidnego plastiku, wygodna w użytkowaniu i ma dość elegancki wygląd, a to w kosmetykach lubię. Zapach mleczka micelarnego jest subtelny, delikatny, przyjemny, niedrażniący, nieco pudrowy i dobrze się kojarzy.
W skrócie:
- trwałe, porządne i ładne opakowanie
- subtelny, delikatny, przyjemny i niedrażniący pudrowy zapach
- skutecznie zmywa makijaż
- nie podrażnia, koi, nawilża
- dobra cena
Moja ocena:
Według mnie to produkt wysokiej jakości, w przystępnej cenie i właściwie bez wad (a jak to rzadko się zdarza!). Mogę go polecić z czystym sumieniem każdej posiadaczce cery podobnej do mojej, która najbardziej lubi demakijaż mleczkiem, bo szuka efektywności, ukojenia i nawilżenia. Bardzo rzadka na blogu, ale w pełni zasłużona dziesiątka! Jakie mleczka do demakijażu Wy polecacie?
Mam delikatną, wrażliwą, naczynkową i powoli starzejącą się cerę. Moim ulubionym kosmetykiem do demakijażu jest mleczko, które nie wysusza, koi, nawilża, daje dobry poślizg i skutecznie usuwa makijaż. Spośród wielu dostępnych na rynku, wybrałam mleczko micelarne Pearl Lifting marki Lirene, bo mam zaufanie do tej firmy i wszystkich jej marek (także Pharmaceris i dr Irena Eris). Podziwiam założycielkę, produkty tej firmy nigdy mnie nie zawiodły w większym stopniu, a dodatkowo, to akurat mleczko ma obiecuje właściwości, które mnie interesują - oczyszczanie za pomocą miceli, wygładzanie dzięki ekstraktowi z białej perły, ochrona dzięki witaminie E oraz przeciwdziałanie hormonalnym procesom starzenia dzięki wyciągowi z Pyrus Malus. Brzmi dobrze, tego chciałam, ale czy to otrzymałam? Cena to około 15 zł za 200 ml.
Czy wygładzające mleczko micelarne Pearl Lifting Lirene spełniło moje oczekiwania?
Mleczko micelarne Pear Lifting od Lirene jest wydajne i w przystępnej cenie. Ma przyjemną w użytkowaniu konsystencję. Ja, w zależności od ilości makijażu, zużywam 2 do 4 płatków kosmetycznych, dość obficie nasączonych produktem. Razem z żelem do mycia twarzy w całości usuwa to kosmetyki kolorowe, sebum i nieczystości nazbierane podczas całego dnia. Mleczko nie powoduje wysuszenia, ani nie obciąża zbytnio mojej skóry. Przyjemnie używa się go do demakijażu oczu - zapewnia dobry poślizg, nie wysusza, nie podrażnia, nie jest zbyt tłuste, efektywnie zmywa nawet wodoodporny tusz do rzęs. Po zastosowaniu tego mleczka micelarnego używam żelu do mycia twarzy, ale nie w okolicach oczu - tam zostawiam ten produkt, a on nie zapycha porów, nie tworzy tłustego filmu, nie jest nieprzyjemny, ale za to daje dodatkowe uczucie nawilżenia i ochrony delikatnej skóry wokół oczu. Warto przypomnieć, że mam cerę naczynkową, wrażliwą i skłonną do przesuszeń, a mój wiek to niemal 30 lat. Jest duże prawdopodobieństwo, że dla cery podobnej do mojej ten kosmetyk nie będzie mieć wad. Dodatkowo buteleczka jest wykonana z solidnego plastiku, wygodna w użytkowaniu i ma dość elegancki wygląd, a to w kosmetykach lubię. Zapach mleczka micelarnego jest subtelny, delikatny, przyjemny, niedrażniący, nieco pudrowy i dobrze się kojarzy.
W skrócie:
- trwałe, porządne i ładne opakowanie
- subtelny, delikatny, przyjemny i niedrażniący pudrowy zapach
- skutecznie zmywa makijaż
- nie podrażnia, koi, nawilża
- dobra cena
Moja ocena:
Według mnie to produkt wysokiej jakości, w przystępnej cenie i właściwie bez wad (a jak to rzadko się zdarza!). Mogę go polecić z czystym sumieniem każdej posiadaczce cery podobnej do mojej, która najbardziej lubi demakijaż mleczkiem, bo szuka efektywności, ukojenia i nawilżenia. Bardzo rzadka na blogu, ale w pełni zasłużona dziesiątka! Jakie mleczka do demakijażu Wy polecacie?
poniedziałek, 30 stycznia 2017
Perfumy DKNY Pure Verbena. Jak pachną? Jak długo utrzymują się na skórze?
O zapachu DKNY Pure Verbena według producenta:
Perfumy DKNY Pure Verbena to zapach od amerykańskiej projektantki mody Donny Karan, który w nucie głowy ma werbenę cytrynową i bazylię, w nucie serca jaśmin, wiciokrzew i piwonię, a w nucie bazy ambrę, wetywerię i wodorosty. Perfumy te zostały wydane w 2011 roku. Należą do grupy zielono-kwiatowych i mają być lekkie, świeże i delikatne. Czy tak jest?
Perfumy DKNY Pure Verbena - jak na nie trafiłam? Ile kosztują?
Uwielbiam świeże, delikatne, cytrusowe, kwiatowe, nowoczesne i nienachalne perfumy, które nie przyprawiają o ból głowy. DKNY Pure Verbena to był ryzykowny strzał przy okazji zakupów internetowych. Przeczytałam ich skład i stwierdziłam, że powinny być idealne dla mnie. Kupiłam najmniejszą pojemność, czyli 7ml, bez atomizera i bez napisu na buteleczce. Pomyślałam, że jeśli mi się nie spodobają, nie będę żałować, a dodatkowo taka wersja będzie idealna w podróży - w końcu nie będę dźwigać i ryzykować zbicia swojego 100-mililitrowego flakonu! Pojemność 7 ml kosztuje w sklepach internetowych około 20-30 zł. Mi udało się ją nabyć za jeszcze mniej w perfumerii internetowej Perfumesco - polecam, uwielbiam ich ceny!
Perfumy DKNY Pure Verbena - jak pachną?
Według mnie zapach nie jest tak lekki i świeży, jak można byłoby się tego spodziewać. Ma w sobie nieco ostrą nutę (bazylia), która jako jedyna w całym składzie drażni. Gdyby jej nie było, byłaby to idealna, zielona, świeża kompozycja. Całość zdecydowanie nie należy do kategorii perfum cytrusowych. Nie wyczuwam tam też opisywanych przez producenta kwiatów, a jaśmin szczerze uwielbiam. Pierwsze wrażenie to coś ostrego i coś zielonego. To bazylia, która według mnie, psuje całą kompozycję. Z czasem (po około 20-30 minutach) zapach łagodnieje, staje się nieco bardziej pudrowy, świeży i lekki. Da się w nim wyczuć także coś wodnego. Prawdę mówiąc, po składzie sądziłam, że będzie dużo delikatniejszy i neutralny dla mojego nosa. Myślałam także, że będzie bardziej "skomplikowany", zaskakujący, ciekawiej rozwijający się. Niemniej, nadal uważam te perfumy za ładne, świeże i nienachalne - zwyczajnie jestem wrażliwa na ostre zapachy i lubię perfumy złożone.
Perfumy DKNY Pure Verbena - jak długo utrzymują się na skórze?
Według mnie zapach długo utrzymuje się na skórze, a same perfumy, a właściwie woda perfumowana, którą posiadam, są wydajne. Zrobiłam test na przegubie i czułam zapach po całej nocy i przez pół dnia (tak, oszczędzałam mycie tego miejsca - czego się nie robi dla rzetelnego testu kosmetycznego?). Raz spryskany szalik pachnie delikatnie przez kilka dni. Moim zdaniem, na tak lekkie i świeże wonie, to wynik imponujący.
W skrócie:
- zapach zielony, świeży, ale z ostrą nutą bazylii, która utrzymuje się długo i może drażnić
- minimalistyczna buteleczka, która w wariancie 7ml nie ma napisów i atomizera
- duża trwałość wody perfumowanej
- moim zdaniem nie są to perfumy delikatne
Moja ocena:
Opisy tego zapachu mogą sugerować, że jest on delikatny, ale tak nie jest. Ja się zawiodłam właśnie przez to, a dokładniej przez ostry wydźwięk zastosowanej w składzie bazylii. Reszta kompozycji jest świeża i ładna, choć mało rozwijająca się i prosta - jak w zapachach sprzedawanych za pośrednictwem katalogu przez konsultantki. Trwałość zapachu jest bardzo dobra. Dla tych, które lubią wonie dość proste, świeże i zielone, będą to perfumy w sam raz. Dla poszukujących delikatności i zaskakującego rozwoju zapachu - nie polecam.
Perfumy DKNY Pure Verbena to zapach od amerykańskiej projektantki mody Donny Karan, który w nucie głowy ma werbenę cytrynową i bazylię, w nucie serca jaśmin, wiciokrzew i piwonię, a w nucie bazy ambrę, wetywerię i wodorosty. Perfumy te zostały wydane w 2011 roku. Należą do grupy zielono-kwiatowych i mają być lekkie, świeże i delikatne. Czy tak jest?
Perfumy DKNY Pure Verbena - jak na nie trafiłam? Ile kosztują?
Uwielbiam świeże, delikatne, cytrusowe, kwiatowe, nowoczesne i nienachalne perfumy, które nie przyprawiają o ból głowy. DKNY Pure Verbena to był ryzykowny strzał przy okazji zakupów internetowych. Przeczytałam ich skład i stwierdziłam, że powinny być idealne dla mnie. Kupiłam najmniejszą pojemność, czyli 7ml, bez atomizera i bez napisu na buteleczce. Pomyślałam, że jeśli mi się nie spodobają, nie będę żałować, a dodatkowo taka wersja będzie idealna w podróży - w końcu nie będę dźwigać i ryzykować zbicia swojego 100-mililitrowego flakonu! Pojemność 7 ml kosztuje w sklepach internetowych około 20-30 zł. Mi udało się ją nabyć za jeszcze mniej w perfumerii internetowej Perfumesco - polecam, uwielbiam ich ceny!
Perfumy DKNY Pure Verbena - jak pachną?
Według mnie zapach nie jest tak lekki i świeży, jak można byłoby się tego spodziewać. Ma w sobie nieco ostrą nutę (bazylia), która jako jedyna w całym składzie drażni. Gdyby jej nie było, byłaby to idealna, zielona, świeża kompozycja. Całość zdecydowanie nie należy do kategorii perfum cytrusowych. Nie wyczuwam tam też opisywanych przez producenta kwiatów, a jaśmin szczerze uwielbiam. Pierwsze wrażenie to coś ostrego i coś zielonego. To bazylia, która według mnie, psuje całą kompozycję. Z czasem (po około 20-30 minutach) zapach łagodnieje, staje się nieco bardziej pudrowy, świeży i lekki. Da się w nim wyczuć także coś wodnego. Prawdę mówiąc, po składzie sądziłam, że będzie dużo delikatniejszy i neutralny dla mojego nosa. Myślałam także, że będzie bardziej "skomplikowany", zaskakujący, ciekawiej rozwijający się. Niemniej, nadal uważam te perfumy za ładne, świeże i nienachalne - zwyczajnie jestem wrażliwa na ostre zapachy i lubię perfumy złożone.
Perfumy DKNY Pure Verbena - jak długo utrzymują się na skórze?
Według mnie zapach długo utrzymuje się na skórze, a same perfumy, a właściwie woda perfumowana, którą posiadam, są wydajne. Zrobiłam test na przegubie i czułam zapach po całej nocy i przez pół dnia (tak, oszczędzałam mycie tego miejsca - czego się nie robi dla rzetelnego testu kosmetycznego?). Raz spryskany szalik pachnie delikatnie przez kilka dni. Moim zdaniem, na tak lekkie i świeże wonie, to wynik imponujący.
W skrócie:
- zapach zielony, świeży, ale z ostrą nutą bazylii, która utrzymuje się długo i może drażnić
- minimalistyczna buteleczka, która w wariancie 7ml nie ma napisów i atomizera
- duża trwałość wody perfumowanej
- moim zdaniem nie są to perfumy delikatne
Moja ocena:
Opisy tego zapachu mogą sugerować, że jest on delikatny, ale tak nie jest. Ja się zawiodłam właśnie przez to, a dokładniej przez ostry wydźwięk zastosowanej w składzie bazylii. Reszta kompozycji jest świeża i ładna, choć mało rozwijająca się i prosta - jak w zapachach sprzedawanych za pośrednictwem katalogu przez konsultantki. Trwałość zapachu jest bardzo dobra. Dla tych, które lubią wonie dość proste, świeże i zielone, będą to perfumy w sam raz. Dla poszukujących delikatności i zaskakującego rozwoju zapachu - nie polecam.
niedziela, 29 stycznia 2017
Denko: krem do rąk Himalaya Herbals lawenda i masło kokum - wart kupienia?
Krem do rąk Himalaya Herbals o zapachu lawendy - jak na niego trafiłam?
Dość często podróżuję i podczas jednej z takich wycieczek, podczas powrotu do domu, moja skóra rąk była tak potwornie wysuszona klimatyzacją i wykończona mrozem oraz suchym hotelowym powietrzem, że postanowiłam znaleźć w drodze powrotnej do domu jakiś litewski market i kupić jakikolwiek krem do rąk, by ulżyć dłoniom. Trafiłam do odpowiednika polskiego Rossmanna i wybrałam krem do rąk marki Himalaya Herbals, bo kojarzyłam ją z interesujących past do zębów, ekologicznych składów i byłam jej generalnie ciekawa, bo jest dość świeża na naszym rynku. Krem ma 50 ml i był tani (w Polsce kosztuje 6,99 zł w Rossmannie, ja kupiłam go za około 1 euro). Testowanie rozpoczęłam natychmiast, bo marzyłam o przyniesieniu ulgi dłoniom. Oto jakie mam spostrzeżenia po zużyciu całego opakowania...
Krem do rąk Himalaya Herbals o zapachu lawendy - subiektywna opinia po zużyciu całego kosmetyku:
Na wstępie wypada napisać, że często mam problem z wrażliwą i suchą skórą dłoni. Jestem bardzo wymagającym konsumentem, jeśli chodzi o kremy do rąk. Stosowałam zarówno takie za kilkadziesiąt złotych, jak i te za 3 zł. Doświadczenie pozwoliło mi wyrobić sobie opinię, że cena nie gra roli, bo krem za kilkadziesiąt złotych pewnej polskiej marki działał według mnie słabiej, niż krem drogeryjny znanej marki norweskiej, ale o tym może innym razem. Już podczas wyżej wspomnianego pierwszego zastosowania zauważyłam, że efekt nawilżenia i ukojenia jest bardzo mizerny. Smarowałam tym kremem ręce kilka razy w ciągu pół godziny. Ulga była, ale niewielka i to po kilkukrotnej aplikacji. Kolejny minus to zapach. Jestem wrażliwcem, lubię hipoalergiczne kosmetyki bez zapachu, bo stawiam przede wszystkim na działanie. Nie lubię też intensywnych i drażniących aromatów, które kłócą się z moimi delikatnymi perfumami. Zapach tego kremu do rąk Himalaya Herbals był i jest dla mnie prawie nie do zniesienia. Jest bardzo intensywny, niezbyt przyjemny, drażniący i ostry. Długo go czuję - z dłoni ulatnia się dopiero po około godzinie. Podziwiam sama siebie, że zużyłam ten krem do rąk do końca - byłam dzielna!
W skrócie:
- bardzo słabe działanie nawilżające, odżywcze i kojące
- niewielka pojemność 50 ml - idealna do torebki
- niska cena
- intensywny, drażniący, ostry zapach
Moja ocena:
Niestety, moja ocena lawendowego kremu do rąk Himalaya Herbals będzie jedną z najniższych na tym blogu. Kosmetyk niemal nie wykazuje właściwości, które obiecuje producent, a dodatkowo jego zapach jest trudny do zniesienia. Opakowanie jest w porządku, ale to za mało, by uznać krem do rąk za udany. Moja ocena to 2 - za minimalne właściwości nawilżające i opakowanie bez zarzutów. Niestety, nie jestem w stanie przyznać więcej. Na ile Wy oceniłybyście ten kosmetyk w skali od 1 do 10?
Dość często podróżuję i podczas jednej z takich wycieczek, podczas powrotu do domu, moja skóra rąk była tak potwornie wysuszona klimatyzacją i wykończona mrozem oraz suchym hotelowym powietrzem, że postanowiłam znaleźć w drodze powrotnej do domu jakiś litewski market i kupić jakikolwiek krem do rąk, by ulżyć dłoniom. Trafiłam do odpowiednika polskiego Rossmanna i wybrałam krem do rąk marki Himalaya Herbals, bo kojarzyłam ją z interesujących past do zębów, ekologicznych składów i byłam jej generalnie ciekawa, bo jest dość świeża na naszym rynku. Krem ma 50 ml i był tani (w Polsce kosztuje 6,99 zł w Rossmannie, ja kupiłam go za około 1 euro). Testowanie rozpoczęłam natychmiast, bo marzyłam o przyniesieniu ulgi dłoniom. Oto jakie mam spostrzeżenia po zużyciu całego opakowania...
Krem do rąk Himalaya Herbals o zapachu lawendy - subiektywna opinia po zużyciu całego kosmetyku:
Na wstępie wypada napisać, że często mam problem z wrażliwą i suchą skórą dłoni. Jestem bardzo wymagającym konsumentem, jeśli chodzi o kremy do rąk. Stosowałam zarówno takie za kilkadziesiąt złotych, jak i te za 3 zł. Doświadczenie pozwoliło mi wyrobić sobie opinię, że cena nie gra roli, bo krem za kilkadziesiąt złotych pewnej polskiej marki działał według mnie słabiej, niż krem drogeryjny znanej marki norweskiej, ale o tym może innym razem. Już podczas wyżej wspomnianego pierwszego zastosowania zauważyłam, że efekt nawilżenia i ukojenia jest bardzo mizerny. Smarowałam tym kremem ręce kilka razy w ciągu pół godziny. Ulga była, ale niewielka i to po kilkukrotnej aplikacji. Kolejny minus to zapach. Jestem wrażliwcem, lubię hipoalergiczne kosmetyki bez zapachu, bo stawiam przede wszystkim na działanie. Nie lubię też intensywnych i drażniących aromatów, które kłócą się z moimi delikatnymi perfumami. Zapach tego kremu do rąk Himalaya Herbals był i jest dla mnie prawie nie do zniesienia. Jest bardzo intensywny, niezbyt przyjemny, drażniący i ostry. Długo go czuję - z dłoni ulatnia się dopiero po około godzinie. Podziwiam sama siebie, że zużyłam ten krem do rąk do końca - byłam dzielna!
W skrócie:
- bardzo słabe działanie nawilżające, odżywcze i kojące
- niewielka pojemność 50 ml - idealna do torebki
- niska cena
- intensywny, drażniący, ostry zapach
Moja ocena:
Niestety, moja ocena lawendowego kremu do rąk Himalaya Herbals będzie jedną z najniższych na tym blogu. Kosmetyk niemal nie wykazuje właściwości, które obiecuje producent, a dodatkowo jego zapach jest trudny do zniesienia. Opakowanie jest w porządku, ale to za mało, by uznać krem do rąk za udany. Moja ocena to 2 - za minimalne właściwości nawilżające i opakowanie bez zarzutów. Niestety, nie jestem w stanie przyznać więcej. Na ile Wy oceniłybyście ten kosmetyk w skali od 1 do 10?
sobota, 28 stycznia 2017
Denko: Balsam do ust The ONE Lip Spa Care Oriflame - czy jest to dobry kosmetyk?
Balsam do ust The One Oriflame - co obiecuje producent? Jaka jest cena i pojemność?
Wykręcany balsam do ust Lip Spa Care The One szwedzkiej marki Oriflame ma za zadanie odżywić usta, chronić je, nawilżyć oraz ochronić wargi przed promieniowaniem UVA za pomocą SPF8. Ma w sobie olej canola i olej z nasion dzikiej róży. Dla zainteresowanych, oprócz wersji transparentnej, którą posiadałam ja, jest także lekko barwiąca w kolorze Natural Pink i Nude. Pojemność tego kosmetyku to 1,7 grama, a obecna (2017 rok) cena regularna to 29,90 zł. Do nabycia u konsultantek Oriflame lub przez stronę marki.
Moja opinia o pielęgnacyjnym balsamie do ust The ONE Lip Spa Care Oriflame:
Balsam do ust The One Lip Spa Care Oriflame zużyłam do samego końca - dosłownie, bo jego końcówkę, której nie dało się rozsmarować po wargach, wyciągałam szpatułką. Opakowanie kosmetyku jest bardzo subtelne, kobiece i estetyczne w odcieniu perłowej bieli złamanej bladym różem z lekko perłowym połyskiem i srebrnymi napisami. Plastik jest dobrej jakości, całość wykręcana, nic się nie zniszczyło, a rysy, mimo długotrwałego użytkowania, są ledwo widoczne, a napisy czytelne. Sam balsam do ust jest dwuwarstwowy - w środku biały, z zewnątrz kolorowy. Posiadałam wersję transparentną w subtelnym odcieniu delikatnego różu, która nie była do końca bezbarwna - zostawiała na wargach zdrowy, uatrakcyjniony kolor ust z minimalnie różowym odcieniem.
Właściwości pielęgnacyjne określiłabym na bardzo dobre. Już przy pierwszym użyciu miałam wrażenie, że balsam do ust działa bardzo dobrze - znacząco lepiej niż pomadki Bebe czy Nivea. Jeśli miałam spierzchnięte usta nie sięgałam po "zwykły" kosmetyk, tylko właśnie ten, a on dawał nawilżenie, uczucie ukojenia i ulgi. Efekt też nie utrzymywał się długo, po godzinie, dwóch, kilku, potrzebna była ponowna aplikacja, ale to normalne - to nie trwała szminka, tylko balsam do ust. Jeśli chodzi o pojemność i wydajność, to zdecydowanie mogłaby być większa, zwłaszcza że The One Lip Spa Care od Oriflame kosztuje 3x tyle, co zwykłe balsamy do ust. Nie używałam tego produktu codziennie, raczej raz na jakiś czas, a starczył mi na dwa lata. Dla uzależnionych od balsamów do ust, starczy raczej na miesiąc lub dwa. Konsystencja jest zjawiskowa - delikatna, masłowa, miękka, ale nie zbyt miękka, subtelna, przyjemna. Podobnie zapach - subtelny, delikatny i przyjemny. Smak - nie jest gorzki, nie jest nieciekawy, zupełnie... przyjemny. Użytkowanie tego kosmetyku jest endorfinogenne, pozytywnie działa na zmysły. Według mnie to bardzo dobry balsam do ust - najlepszy jakiego używałam do tej pory, a testowałam go długo, do końca i mam spore porównanie, bo bardzo lubię balsamy do ust.
W skrócie:
- delikatnie, subtelnie i przyjemnie pachnie
- ma miłą, masłową konsystencję
- opakowanie jest kobiece, ładne i trwałe
- bardzo dobrze radzi sobie ze spierzchniętymi ustami i nawilżaniem
- efekt pielęgnacyjny nie jest długotrwały
- jest dość mało produktu w opakowaniu, a cena jest relatywnie wysoka
- ze względu na barwienie, może podkreślić suche skórki na ustach
Moja ocena:
To najlepszy balsam do ust jakiego używałam do tej pory, choć nadal nie idealny, ale czy coś takiego istnieje? Dodatkowo nie tylko działa, tak jak powinien, ale też przyjemnie się go używa, pobudza zmysły zapachem oraz konsystencją, a patrzenie na niego sprawia przyjemność, bo jest zwyczajnie śliczny. Jestem ciekawa, czy trafię na lepszy balsam do ust niż Lip Spa Care Oriflame w przyszłości. Póki co jestem w pełni usatysfakcjonowana tym - to według mnie naprawdę dobry kosmetyk. Sprawdził się u mnie pod każdym względem.
Wykręcany balsam do ust Lip Spa Care The One szwedzkiej marki Oriflame ma za zadanie odżywić usta, chronić je, nawilżyć oraz ochronić wargi przed promieniowaniem UVA za pomocą SPF8. Ma w sobie olej canola i olej z nasion dzikiej róży. Dla zainteresowanych, oprócz wersji transparentnej, którą posiadałam ja, jest także lekko barwiąca w kolorze Natural Pink i Nude. Pojemność tego kosmetyku to 1,7 grama, a obecna (2017 rok) cena regularna to 29,90 zł. Do nabycia u konsultantek Oriflame lub przez stronę marki.
Moja opinia o pielęgnacyjnym balsamie do ust The ONE Lip Spa Care Oriflame:
Balsam do ust The One Lip Spa Care Oriflame zużyłam do samego końca - dosłownie, bo jego końcówkę, której nie dało się rozsmarować po wargach, wyciągałam szpatułką. Opakowanie kosmetyku jest bardzo subtelne, kobiece i estetyczne w odcieniu perłowej bieli złamanej bladym różem z lekko perłowym połyskiem i srebrnymi napisami. Plastik jest dobrej jakości, całość wykręcana, nic się nie zniszczyło, a rysy, mimo długotrwałego użytkowania, są ledwo widoczne, a napisy czytelne. Sam balsam do ust jest dwuwarstwowy - w środku biały, z zewnątrz kolorowy. Posiadałam wersję transparentną w subtelnym odcieniu delikatnego różu, która nie była do końca bezbarwna - zostawiała na wargach zdrowy, uatrakcyjniony kolor ust z minimalnie różowym odcieniem.
Właściwości pielęgnacyjne określiłabym na bardzo dobre. Już przy pierwszym użyciu miałam wrażenie, że balsam do ust działa bardzo dobrze - znacząco lepiej niż pomadki Bebe czy Nivea. Jeśli miałam spierzchnięte usta nie sięgałam po "zwykły" kosmetyk, tylko właśnie ten, a on dawał nawilżenie, uczucie ukojenia i ulgi. Efekt też nie utrzymywał się długo, po godzinie, dwóch, kilku, potrzebna była ponowna aplikacja, ale to normalne - to nie trwała szminka, tylko balsam do ust. Jeśli chodzi o pojemność i wydajność, to zdecydowanie mogłaby być większa, zwłaszcza że The One Lip Spa Care od Oriflame kosztuje 3x tyle, co zwykłe balsamy do ust. Nie używałam tego produktu codziennie, raczej raz na jakiś czas, a starczył mi na dwa lata. Dla uzależnionych od balsamów do ust, starczy raczej na miesiąc lub dwa. Konsystencja jest zjawiskowa - delikatna, masłowa, miękka, ale nie zbyt miękka, subtelna, przyjemna. Podobnie zapach - subtelny, delikatny i przyjemny. Smak - nie jest gorzki, nie jest nieciekawy, zupełnie... przyjemny. Użytkowanie tego kosmetyku jest endorfinogenne, pozytywnie działa na zmysły. Według mnie to bardzo dobry balsam do ust - najlepszy jakiego używałam do tej pory, a testowałam go długo, do końca i mam spore porównanie, bo bardzo lubię balsamy do ust.
W skrócie:
- delikatnie, subtelnie i przyjemnie pachnie
- ma miłą, masłową konsystencję
- opakowanie jest kobiece, ładne i trwałe
- bardzo dobrze radzi sobie ze spierzchniętymi ustami i nawilżaniem
- efekt pielęgnacyjny nie jest długotrwały
- jest dość mało produktu w opakowaniu, a cena jest relatywnie wysoka
- ze względu na barwienie, może podkreślić suche skórki na ustach
Moja ocena:
poniedziałek, 16 stycznia 2017
Antidral - płyn likwidujący pocenie. Czy działa? Jak stosować? Nieprzyjemne skutki uboczne.
Antidral - jak na niego trafiłam?
Od wieku dojrzewania walczyłam z wyeliminowaniem pocenia się. Próbowałam wszystkich drogeryjnych marek antyperspirantów i dezodorantów we wszelakiej formie. Aż w końcu trafiłam w internecie na artykuły na temat Etiaxilu i Antidralu. Miałam w sobie jakiś irracjonalny lęk i obawy przed zakupieniem i stosowaniem tych blokerów potu, jednak po jakimś czasie zastanawiania się, zainwestowałam w ten tańszy, czyli Antidral i od tego dnia moje życie stało się lepsze.
Antidral - co to jest i ile kosztuje?
Antidral to płyn do stosowania na skórę, który ma za zadanie zmniejszać lub nawet eliminować pocenie się. Można go stosować nie tylko pod pachami, ale także na stopach czy dłoniach, co skutecznie poprawi jakość życia osób z problemami tego typu, a umówmy się, potrafią one niszczyć życie, powodować kompleksy, osłabiać możliwości interpersonalne i spędzać sen z powiek. Pocenie dłoni uprzykrza życie szczególnie podczas kontaktów międzyludzkich, gdy trzeba podać dłoń; w pracy, gdy pracujemy dłońmi - na przykład jako kosmetyczka, czy piercerka. Nadmiernie pocące się stopy to także spory problem - wilgoć skutecznie niszczy buty i utrudnia utrzymywanie higieny stóp na wysokim poziomie przez cały dzień. Pachy, najbardziej popularne miejsce stosowania wszelkich antyperspirantów, to zmora o każdej porze dnia i nocy, w każdej okoliczności - zwłaszcza wzmożonego wysiłku fizycznego, czy stresu. Antidral pozwala pozbyć się tych wszystkich problemów i uczynić życie lepszym. To wszystko za nieco ponad 20 zł za 50 ml płynu, który mi, zaawansowanemu użytkownikowi, starcza na około rok.
Jak stosować Antidral?
Antidral to płyn, który stosujemy na czystą skórę w miejscu, w którym chcemy pozbyć się nadmiernej potliwości lub usunąć ją całkowicie. Podkreślam, to produkt działający miejscowo! Na początku przygody z tym płynem blokującym pocenie stosujemy go codziennie, a właściwie co noc, bo wtedy aktywność gruczołów jest najmniejsza, skóra po kąpieli czysta, jest czas na działanie i dodatkowo nie ma ryzyka zniszczenia cennych ubrań, bo (uwaga!) Antidral potrafi odbarwić tkaniny. Jest też na tyle silny, że skóra po zastosowaniu potrafi piec i swędzieć. Dlatego trzeba dostosować dawkowanie do własnego samopoczucia, reakcji skóry i efektów działania. Po 3 do 7 dni conocnej kuracji, możemy zacząć stosować Antidral co trzy dni, a z czasem nawet co 7 dni. Ja używam tego płynu hamującego pocenie od wielu lat i prawdę mówiąc, stosuję go jak mi się przypomni - prawdopodobnie co 1-2 tygodnie, gdy czuję, że praca gruczołów potowych zaczyna wracać. Czy nie jest cudownym, że można nie pocić się wcale stosując antyperspirant tylko raz w tygodniu? Czy nie jest to ekonomiczne, wygodne i komfortowe?
Czy Etiaxil jest lepszy niż Antidral?
Etiaxil ma dużo mniejsza pojemność i dużo wyższą cenę niż Antidral. Podobno jest łagodniejszy dla skóry, ale przyznam, że stosowałam go raz i moja skóra reagowała na niego takimi samymi objawami. Jest jeszcze wersja delikatna Etiaxilu i polecałabym ją tylko osobom o naprawdę bardzo wrażliwej skórze. W innym wypadku lepiej stosować Antidral, ale po prostu rzadziej.
Czy Antidral działa? Jak sprawdził się u mnie?
Stosuję ten płyn blokujący pocenie od około 10 lat. Myślę, że to mówi samo za siebie. Używam go przez cały rok pod pachy i nie pocę się tam wcale. Latem stosuję go przez około miesiąc także na stopy - w największe upały, żeby nie niszczyć skórzanych sandałków. Działa także w tym miejscu. Antidral wywołuje u mnie podrażnienia i swędzenie jedynie pod pachami i jedynie przy częstym stosowaniu. Jeśli czuję, że reakcja skóry na ten płyn jest niepożądana, zwyczajnie zmywam go i ponawiam aplikację, gdy skóra wróci do normy (na przykład za 3-4 dni). Według mnie jest to preparat, który zmienia życie. Ta 50-mililitrowa buteleczka daje mi poczucie pewności, komfort życia, wygodę i pozwala zachować ubrania czy buty w nienagannym stanie. Nigdy nie przestanę używać Antidralu i będę go polecać każdemu. Dodatkowo, pytałam onkologa, czy uważa, że tego typu środki są szkodliwe dla zdrowia. Pani doktor z zadziwiającą pewnością stwierdziła, że blokery nie mają znaczącego wpływu na zdrowie, zwłaszcza, że używa się je raz na tydzień, a nie jak w przypadku drogeryjnych antyperspirantów i dezodorantów codziennie. Dodatkowo nie mają one alergenów takich jak barwniki i aromaty. A jeśli myślicie, że pocenie się jest naturalne, zdrowe i potrzebne, niech przypomnę raz jeszcze - ten produkt działa miejscowo. Nie przegrzejecie się, nie zatrujecie toksynami zalegającymi w organizmie - jeśli pot nie wyjdzie pod pachami, to wyjdzie na czole, plecach lub innej części ciała, jeśli ciało uzna, że taka jest potrzeba.
W skrócie:
- zmniejsza lub całkowicie likwiduje pocenie, zależnie od częstotliwości stosowania i czynników indywidualnych
- bardzo korzystna cena w stosunku do jakości
- można stosować na pachy, dłonie i stopy
- może podrażniać skórę i powodować swędzenie przy częstym stosowaniu
- może odbarwić ubrania
- nie ma barwników ani substancji zapachowych
- przy dłuższym stosowaniu wystarczy smarować nim wybraną partię ciała tylko raz w tygodniu
- kosztuje około 25 zł za 50 ml, co starcza na rok przy stosowaniu raz w tygodniu
Moja ocena:
Ten produkt działa i odmienia życie. Pozwala pozbyć się pocenia miejscowo, przy rzadkim stosowaniu, co jest bardzo komfortowe. Antidral nie jest drogi i jest wydajny. Jego jedynym minusem jest podrażnianie skóry przy częstym stosowaniu, za co odejmuję jeden punkt. Według mnie Antidral to produkt niemal idealny i nigdy się z nim nie rozstanę. A jakie są Wasze opinie na temat Antidralu?
Od wieku dojrzewania walczyłam z wyeliminowaniem pocenia się. Próbowałam wszystkich drogeryjnych marek antyperspirantów i dezodorantów we wszelakiej formie. Aż w końcu trafiłam w internecie na artykuły na temat Etiaxilu i Antidralu. Miałam w sobie jakiś irracjonalny lęk i obawy przed zakupieniem i stosowaniem tych blokerów potu, jednak po jakimś czasie zastanawiania się, zainwestowałam w ten tańszy, czyli Antidral i od tego dnia moje życie stało się lepsze.
Antidral - co to jest i ile kosztuje?
Antidral to płyn do stosowania na skórę, który ma za zadanie zmniejszać lub nawet eliminować pocenie się. Można go stosować nie tylko pod pachami, ale także na stopach czy dłoniach, co skutecznie poprawi jakość życia osób z problemami tego typu, a umówmy się, potrafią one niszczyć życie, powodować kompleksy, osłabiać możliwości interpersonalne i spędzać sen z powiek. Pocenie dłoni uprzykrza życie szczególnie podczas kontaktów międzyludzkich, gdy trzeba podać dłoń; w pracy, gdy pracujemy dłońmi - na przykład jako kosmetyczka, czy piercerka. Nadmiernie pocące się stopy to także spory problem - wilgoć skutecznie niszczy buty i utrudnia utrzymywanie higieny stóp na wysokim poziomie przez cały dzień. Pachy, najbardziej popularne miejsce stosowania wszelkich antyperspirantów, to zmora o każdej porze dnia i nocy, w każdej okoliczności - zwłaszcza wzmożonego wysiłku fizycznego, czy stresu. Antidral pozwala pozbyć się tych wszystkich problemów i uczynić życie lepszym. To wszystko za nieco ponad 20 zł za 50 ml płynu, który mi, zaawansowanemu użytkownikowi, starcza na około rok.
Jak stosować Antidral?
Antidral to płyn, który stosujemy na czystą skórę w miejscu, w którym chcemy pozbyć się nadmiernej potliwości lub usunąć ją całkowicie. Podkreślam, to produkt działający miejscowo! Na początku przygody z tym płynem blokującym pocenie stosujemy go codziennie, a właściwie co noc, bo wtedy aktywność gruczołów jest najmniejsza, skóra po kąpieli czysta, jest czas na działanie i dodatkowo nie ma ryzyka zniszczenia cennych ubrań, bo (uwaga!) Antidral potrafi odbarwić tkaniny. Jest też na tyle silny, że skóra po zastosowaniu potrafi piec i swędzieć. Dlatego trzeba dostosować dawkowanie do własnego samopoczucia, reakcji skóry i efektów działania. Po 3 do 7 dni conocnej kuracji, możemy zacząć stosować Antidral co trzy dni, a z czasem nawet co 7 dni. Ja używam tego płynu hamującego pocenie od wielu lat i prawdę mówiąc, stosuję go jak mi się przypomni - prawdopodobnie co 1-2 tygodnie, gdy czuję, że praca gruczołów potowych zaczyna wracać. Czy nie jest cudownym, że można nie pocić się wcale stosując antyperspirant tylko raz w tygodniu? Czy nie jest to ekonomiczne, wygodne i komfortowe?
Czy Etiaxil jest lepszy niż Antidral?
Etiaxil ma dużo mniejsza pojemność i dużo wyższą cenę niż Antidral. Podobno jest łagodniejszy dla skóry, ale przyznam, że stosowałam go raz i moja skóra reagowała na niego takimi samymi objawami. Jest jeszcze wersja delikatna Etiaxilu i polecałabym ją tylko osobom o naprawdę bardzo wrażliwej skórze. W innym wypadku lepiej stosować Antidral, ale po prostu rzadziej.
Czy Antidral działa? Jak sprawdził się u mnie?
Stosuję ten płyn blokujący pocenie od około 10 lat. Myślę, że to mówi samo za siebie. Używam go przez cały rok pod pachy i nie pocę się tam wcale. Latem stosuję go przez około miesiąc także na stopy - w największe upały, żeby nie niszczyć skórzanych sandałków. Działa także w tym miejscu. Antidral wywołuje u mnie podrażnienia i swędzenie jedynie pod pachami i jedynie przy częstym stosowaniu. Jeśli czuję, że reakcja skóry na ten płyn jest niepożądana, zwyczajnie zmywam go i ponawiam aplikację, gdy skóra wróci do normy (na przykład za 3-4 dni). Według mnie jest to preparat, który zmienia życie. Ta 50-mililitrowa buteleczka daje mi poczucie pewności, komfort życia, wygodę i pozwala zachować ubrania czy buty w nienagannym stanie. Nigdy nie przestanę używać Antidralu i będę go polecać każdemu. Dodatkowo, pytałam onkologa, czy uważa, że tego typu środki są szkodliwe dla zdrowia. Pani doktor z zadziwiającą pewnością stwierdziła, że blokery nie mają znaczącego wpływu na zdrowie, zwłaszcza, że używa się je raz na tydzień, a nie jak w przypadku drogeryjnych antyperspirantów i dezodorantów codziennie. Dodatkowo nie mają one alergenów takich jak barwniki i aromaty. A jeśli myślicie, że pocenie się jest naturalne, zdrowe i potrzebne, niech przypomnę raz jeszcze - ten produkt działa miejscowo. Nie przegrzejecie się, nie zatrujecie toksynami zalegającymi w organizmie - jeśli pot nie wyjdzie pod pachami, to wyjdzie na czole, plecach lub innej części ciała, jeśli ciało uzna, że taka jest potrzeba.
W skrócie:
- zmniejsza lub całkowicie likwiduje pocenie, zależnie od częstotliwości stosowania i czynników indywidualnych
- bardzo korzystna cena w stosunku do jakości
- można stosować na pachy, dłonie i stopy
- może podrażniać skórę i powodować swędzenie przy częstym stosowaniu
- może odbarwić ubrania
- nie ma barwników ani substancji zapachowych
- przy dłuższym stosowaniu wystarczy smarować nim wybraną partię ciała tylko raz w tygodniu
- kosztuje około 25 zł za 50 ml, co starcza na rok przy stosowaniu raz w tygodniu
Moja ocena:
Ten produkt działa i odmienia życie. Pozwala pozbyć się pocenia miejscowo, przy rzadkim stosowaniu, co jest bardzo komfortowe. Antidral nie jest drogi i jest wydajny. Jego jedynym minusem jest podrażnianie skóry przy częstym stosowaniu, za co odejmuję jeden punkt. Według mnie Antidral to produkt niemal idealny i nigdy się z nim nie rozstanę. A jakie są Wasze opinie na temat Antidralu?
Subskrybuj:
Posty (Atom)