czwartek, 12 lutego 2015

Krem BB Skin 79 Orange Super Plus Triple Functions Vital Orange BB Cream SPF50/PA+++ - recenzja

Słowo wstępu:

Tym razem biorę pod lupę krem BB Skin 79 Orange, czyli Super Plus Triple Functions Vital Orange BB Cream SPF50/PA+++. Przy okazji opisywania kremu BB marki Bio-Essence pisałam, że kosmetykami tego typu zainteresowałam się dzięki Azjatyckiemu Cukrowi. Kupiłam z jej sklepu 3 kremy BB i właśnie z kremem BB Skin 79 Orange wiązałam największe nadzieje, a okazał się najmniej interesującym spośród wszystkich trzech.


Dlaczego wybrałam Krem BB Skin 79 Orange?

Spośród tak wielu dostępnych kremów BB wybrałam ten, bo nie tylko miał mieć właściwości każdego prawdziwego kremu BB (pielęgnacja, naturalny efekt, filtr przeciwsłoneczny), ale także dlatego, że Skin 79 to kultowa marka, której różowa wersja kremu BB jest jedną z najbardziej znanych i lubianych na świecie, a wersja Krem BB Skin 79 Orange, którą kupiłam, miała być tak samo dobra, ale w ciepłej tonacji, a ja mam ciepły odcień cery. Dodatkowo filtry w kremach BB kończą się zazwyczaj na SPF30, a ten ma aż SPF50! Wydawało się, że ryzyka nie ma, a plusów jest aż nadto, a jednak...


Moja opinia o kremie BB Skin 79 Orange po długotrwałym stosowaniu + cena:

Niestety, krem BB Skin 79 Orange Skin 79 Super Plus Triple Functions Vital Orange jest drogi - jego cena to ok. 100 zł za 40 g, a jednak jakość nie spełniła moich oczekiwań. Z moich trzech kremów BB wypada najsłabiej. Miał mieć ciepły odcień i ma, ale zdecydowanie jest to krem dla bardzo, bardzo bladej cery i nie dopasowuje się zbytnio po nałożeniu. Wygląda ziemiście i dosyć sztucznie, a ja postawiłam na kremy BB, żeby uzyskać niemal niewidoczny, naturalnie wyglądający makijaż. To jedyny z moich trzech kremów BB, który zebrał negatywne opinie i w negatywny sposób przyciągnął wzrok innych ludzi. Ma dość gęstą konsystencję i dość trudno się nakłada. Bardzo podkreśla suche skórki, zmarszczki i pory. Jeśli się go wklepie/wdusi w skórę, wówczas makijaż wygląda lepiej, ale nadal nie idealnie. Tworzy efekt maski i jest bardzo zauważalny na skórze. Według mnie, mimo że krem BB Skin 79 Orange dobrze kryje, nie nadaje się nawet do używania jako korektor pod oczy czy wokół nosa, bo podkreśli każdą niedoskonałość - nie rozprowadza się równomiernie i zbiera się w zagłębieniach. Można powiedzieć, że się rozmazuje zamiast rozprowadzać. Na skórze wytrzymuje około 4-5 godzin. Moim zdaniem jedyne plusy kremu BB Skin 79 Orange to jego wysoki filtr, właściwości pielęgnujące (nie zauważyłam poprawy stanu cery, ale też nie pogorszył jej wyglądu - zapewne robi więcej dobrego, niż złego) oraz ładne, wygodne i higieniczne opakowanie (które jednak zostawia około 1/4 kremu BB, podczas gdy pompka już nie dozuje i wskazuje na wyczerpanie zawartości - pamiętajcie o tym, zanim wyrzucicie pozornie puste opakowanie). Moim zdaniem lepszy efekt uzyskacie kupując krem pielęgnacyjny za 15 zł i fluid za 15 zł - to co najmniej 70 zł do przodu! Krem BB Skin 79 Orange miał być ideałem, a tu droga niespodzianka...


W skrócie:

- dość ciepły, ale bardzo jasny, ziemisty, niedopasowujący się kolor
- trudno się rozprowadza, ma "suchą" konsystencję
- podkreśla suche skórki, zmarszczki, wchodzi w zagłębienia
- trwałość 4-5 h
- dość gęsta konsystencja
- dobrze kryje
- higieniczne, ładne, trwałe opakowanie
- sporo kosmetyku pozostaje w butelce, mimo że pompka już go nie dozuje
- bardzo delikatny, subtelny, nienachalny, przyjemny, nieco ziołowy ale i świeży zapach


Moja ocena:


Jeśli używałyście kremu BB Skin 79 Orange, koniecznie oceńcie go w skali od 1 do 10 w poniższym sondażu! Jeżeli chcecie podzielić się opinią o kremie BB Skin 79 Orange, koniecznie napiszcie ją w komentarzu - różne punkty widzenia przydadzą się potencjalnym kupującym, a jak wiadomo: ile cer, tyle spostrzeżeń i wrażeń. Czy krem BB Skin 79 Orange jest według was wart swojej ceny?

środa, 4 lutego 2015

Przekłuwanie uszu - cena, pielęgnacja, ból

Na moim blogu staram się pisać recenzje i oceny nie tylko kosmetyków, ale też zabiegów upiększających. Do jednego z najbardziej powszechnych w naszej kulturze należy przekłuwanie uszu, które miałam robione i ja. Najczęściej zabieg wykonuje się dzieciom, rzadziej decydujemy się na to u niemowląt czy w wieku dojrzałym. Moi rodzice zdecydowali się przekłuć mi uszy, gdy byłam dzieckiem, a ja ich decyzji z pewnością nie żałuję, ale po kolei...

Przekłuwanie uszu - po co?

Przekłuwanie uszu to najpopularniejszy inwazyjny zabieg upiększający. Niemal każda kobieta na świecie nosi kolczyki w tym miejscu – niezależnie od kontynentu i w prawie każdej kulturze. W Polsce oferta skierowana jest przede wszystkim do mam małych dziewczynek, ponieważ to właśnie na pacjentkach w wieku od kilku do kilkunastu lat najczęściej wykonuje się ten rodzaj piercingu. Dzięki kolczykom można wyrazić siebie, uzupełnić stylizację, podkreślić status społeczny, a nawet optycznie wysmuklić twarz.



Dwie metody przekłuwania uszu i cena:

Zabieg przekłuwania uszu wykonuje się pistoletem lub igłą. Ta pierwsza metoda nadaje się tylko do piercingu miękkiego płatka ucha, ponieważ za pomocą tępego kolczyka „przebitki” tworzy ranę szarpaną, która w innym miejscu utrudniłaby gojenie oraz doprowadziła do infekcji i blizn. Wariant z igłą może wydawać się nieco bardziej stresogenny, bo biżuterię wkłada się dopiero po wykonaniu przekłucia, ale w rzeczywistości jest bardziej precyzyjny i wiąże się z porównywalnym poziomem bólu. W przypadku piercingu chrząstki ucha jest jedyną dozwoloną metodą, bo pistolet spowodowałby jej pęknięcie i trwałe uszkodzenie. W obu przypadkach przekłucie uszu razem z kolczykami kosztuje średnio 40 - 50 zł.

Na co zwrócić uwagę w gabinecie?

Przede wszystkim na higienę. Piercer powinien mieć na sobie rękawiczki i wszystkie przyrządy potrzebne do wykonania zabiegu otwierać przy nas ze sterylnych opakowań. W przypadku nie stosowania jednorazowych igieł, kolczyków i narzędzi, studio powinno mieć autoklaw, który służy do dezynfekcji. Osoba wykonująca zabieg powinna potrafić wyczerpująco odpowiedzieć na wszystkie pytania zadane przez pacjenta. Dobrze, jeśli piercer zaznaczy miejsca przed przekłuciem, by można było zweryfikować ich rozmieszczenie i zachowanie symetrii.

Jak pielęgnować świeżo przekłute uszy?

Świeże przekłucie należy starannie pielęgnować. Przed dotknięciem miejsca poddanego zabiegowi powinno się starannie wymyć dłonie. Przód i tył ucha trzeba oczyszczać dwa razy dziennie solą fizjologiczną lub Octeniseptem. Przy tej okazji kolczyki należy kilka razy delikatnie obrócić w lewo i w prawo o pół obrotu. Nie wolno wyjmować biżuterii do upłynięcia 6 tygodni (w przypadku chrząstki do 12 tygodni), moczyć uszu pomiędzy myciami, zaciskać zapinki – kolczyk powinien pozostawać luźny, a zapinka na końcowej części druta, by nie wdała się infekcja. Jeśli pojawi się ból, nadmierny obrzęk lub czerwienienie, niezwłocznie należy udać się do lekarza. Nie należy w tym wypadku wyjmować kolczyka.

Jakie kolczyki wybrać?

By zapobiec alergii,  powinno się stosować biżuterię, która nie zawiera niklu. Stal chirurgiczna nie nadaje się do przekłucia, ale można ją nosić po zagojeniu. Najlepszym rozwiązaniem jest tytan, który jest jednak dość drogi. Do wyboru są także inne stopy, na przykład stal implantacyjna oraz przypominający plastik PTFE oraz bioplast. Warto przed zabiegiem spytać o dostępność kolczyków wykonanych z tych bezpiecznych materiałów.



Moje doświadczenia:

Decyzję o przekłuciu moich uszu podjęli rodzice, oczywiście z moją aprobatą. W dniu zabiegu miałam pewnie około 6-7 lat. Niestety, w tamtych czasach (wczesne lata 90. w Polsce) nie było tak szerokiego dostępu do informacji, co poskutkowało tym, że moje przekłuwanie uszu odbyło się za pomocą pistoletu, od którego dzisiaj się odchodzi. Przyznam szczerze, że aspekt stresogenny był faktycznie mniejszy, niż w przypadku zwykłej igły, która przeraża swoim wyglądem i źle kojarzy się dziecku. Pistolet wzbudzał lekką niepewność, owszem, ale uczucie to mieszało się z ciekawością, a czas wykonywania zabiegu był bardzo krótki, co też przyczyniło się do tego, że wspomnienia mam neutralne, a nie traumatyczne ;) Rana goiła się dobrze (szczęściara!), pielęgnacja była łatwa, a efektem mogę cieszyć się do dziś.
Dla mnie, jako właścicielki dość pucułowatej twarzy, kolczyki są jedną z form optycznego jej wyszczuplania. Z drugiej strony, jako zdeklarowana "sroka", odczuwam prawdziwą przyjemność w posiadaniu i noszeniu pięknych, błyszczących kolczyków. W moim przypadku przekłuwanie uszu wiąże się więc z samymi korzyściami, nie mniej nie należy zapominać o bólu i niedogodnościach związanych z pielęgnacją rany i ewentualnymi alergiami.
Przyznam, że gdy rozmyślałam dłużej nad tym tematem, dotarło do mnie, że coraz częściej gotowi jesteśmy na krwawe ingerencje w nasze ciało, by się podobać, co w moim mniemaniu odrobinę przeczy cywilizacji (cywilizacja odrzuca przecież zabobony, tradycje i wszystko, co nie jest uzasadnione naukowo i irracjonalne; choć może cierpienie dla piękna jest uzasadnione - jako forma "cywilizowanego" tańca godowego?). Dziwne jest także, że tak prymitywna forma ozdabiania ciała jest tak powszechna i akceptowalna do dziś. To jednak temat na oddzielny wpis.

Moja ocena:

Jak Wy oceniacie zabieg przekłuwania uszu? Polecacie go, czy może jest stratą czasu i pieniędzy? Uważacie, że kolczyki w uszach szpecą, czy dodają uroku? Jest tu jakaś Czytelniczka, która nie ma przekłutych uszu? Czy któraś z Was zrezygnowała z zabiegu ze względu na ból? Skorzystajcie z poniższego sondażu do oceny zabiegu przekłuwania uszu w skali od 1 do 10 i koniecznie zostawcie komentarz na temat kolczykowania uszu - z chęcią dowiem się, jakie Wy macie wspomnienia z tym związane i co macie do powiedzenia na ten temat.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Krem BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1 SPF 25 - recenzja

Jak zaczęła się moja przygoda z kremami BB?

Moja przygoda z kremami BB zaczęła się od przygody z Azjatyckim Cukrem. Śledzę jej filmiki na You Tube i szczerze zaciekawiła mnie tym kolorowym kosmetykiem, który został stworzony dla ludzi po operacjach i łączy w sobie nie tylko kryjący pigment, ale także rozświetlacz, filtry przeciwsłoneczne i garść substancji pielęgnujących. Mam trzy kremy BB, wszystkie są oryginalne, z Azji, kupione bezpośrednio u powyższej blogerki. Wspominam o tym, bo na rynku internetowym aż roi się od podróbek, a w Europie i na Zachodzie mnóstwo jest specyfików, które tylko przypominają krem BB, a w rzeczywistości są kremami koloryzującymi bez właściwości pielęgnujących, mimo że producent nazwał je kremami BB.


Jaki jest wg producenta Bio-Essence Bio Platinum BB Cream?

Tym razem postanowiłam wziąć pod lupę krem BB marki Bio-Essence 10 in 1 - Bio Platinum BB Cream z SPF 25/PA++. Według producenta makijaż wykonany tym kosmetykiem ma wyglądać naturalnie, cera ma sprawiać wrażenie "nagiej", a efektem ma być młodsza i promienna skóra bez skazy. Wspomniane 10 korzyści w 1 kosmetyku, to: rewitalizacja cery, stworzenie naturalnie wyglądającego makijażu z połyskiem, korekta niedoskonałości, baza pod makijaż, filtr przeciwsłoneczny, naprawa skóry, wydzielanie sebum pod kontrolą, nawilżanie, redukcja zmarszczek dzięki antyoksydantom i jaśniejsza cera. Krem BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1 zapowiada się interesująco, prawda?

Jaką mam cerę?

Żeby zacząć subiektywnie oceniać i recenzować krem BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1, postanowiłam przybliżyć Wam wygląd i rodzaj mojej cery. Mam normalną skórę twarzy z tendencją do przesuszeń, z widocznymi naczynkami, wrażliwą, ze skłonnością do czerwienienia się i pieczenia. Ma odcień ciepły, brzoskwiniowy, z tendencją do powstawiania pieprzyków. Okazyjnie pojawiają się na niej wypryski, a stale widoczne są na niej wągry. Pojawiają się pierwsze zmarszczki i widoczna jest spora utrata jędrności w porównaniu z tym, co było choćby w okresie studiów.


Moje wrażenia po długotrwałym stosowaniu kremu BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1 + cena:

Postanowiłam wypróbować kremy BB ze względu na ich właściwości pielęgnacyjne, filtry przeciwsłoneczne i naturalny efekt makijażu. Krem BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1 z SPF 25/PA++ częściowo spełnił moje oczekiwania, ale nie jest to produkt dla mnie, a szkoda, bo ok. 130 zł za 30 g to duża kwota jak na podkład do twarzy. Okazał się źle dobrany kolorystycznie (świadomie podjęłam to ryzyko) i nie ma dużej tendencji do "dopasowywania" koloru wraz z utlenianiem się/mijaniem czasu. Na powyższym zdjęciu jest to produkt numer 3 (z prawej). Krem BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1 ma szary, ziemisty i zimny odcień, który nie nadaje się dla osób o ciepłej karnacji. Jeśli jednak masz ciepłą karnację, ale dbasz o to, by się nie opalać, śmiało możesz po niego sięgnąć i dodać ciepłych tonów cerze np. za pomocą bronzera (przy okazji konturując) - ja tak właśnie robię. Poza tym krem BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1 ma dość rzadką konsystencję, która z pozoru może wydawać się zbyt rzadka, ale w rzeczywistości pozwala na bardzo sprawne i dokładne rozprowadzenie kosmetyku na skórze. Opakowanie ma 30 ml i jest praktyczne - tuba stoi "na głowie", więc nie jest trudno wydobyć zawartość. Wydaje się za to niezbyt trwałe - bałabym się z nim podróżować bez zabezpieczenia jakimś woreczkiem. Z samą końcówką kremu BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1 nie będzie jednak już tak łatwo - pewnie trzeba będzie przeciąć tubkę. Ma bardzo subtelny, przyjemny, delikatny zapach. Jego właściwości pielęgnacyjne mogę określić tylko tak - ani nie pogorszył stanu mojej cery, ani nie polepszył. Domyślam się, że ma raczej dobry, niż zły wpływ na skórę, ale nie był on dla mnie zauważalny. Świetnie się rozprowadza - ma się wrażenie, że nawet jeśli zrobi się to bardzo niedokładnie, to twarz i tak będzie nieskazitelna. Jest w tym coś fascynującego - jakby się równomiernie wchłaniał sam z siebie, zamiast zostawać na skórze i robić smugi, jak to ma miejsce w przypadku zwykłych fluidów. Jego konsystencja jest dość rzadka, ale łatwo się rozprowadza, jest przyjemna w dotyku, być może dzięki silikonom. Krycie można dawkować nakładając kolejne warstwy produktu. Niestety, na mojej skórze krem BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1 jest niewidoczny już po około 4 godzinach, jeśli nałożę go standardową ilość. Jest dość nietrwały. Mimo nadawania blasku skórze, jest matujący, ale moim zdaniem skóra z czasem przetłuści się po nim szybciej, niż po fluidzie dla cery tłustej i mieszanej. Z daleka wygląda świetnie - skóra w nienachalny sposób zostaje udoskonalona, wygładzona i ujednolicona. Niestety, z bliska, w moim przypadku, podkreśla niedoskonałości na nosie i policzkach, pory i suche skórki. To podkreślenie powoduje, że zawsze przed nałożeniem go, zastanawiam się dwa razy w jakich sytuacjach w danym dniu będę się znajdywać i w jakim stanie jest obecnie moja skóra na twarzy. To jest jego największy minus. Jeśli masz gładką, nieprzesuszoną cerę, nie masz się o co martwić - będziesz stuprocentowo zadowolona. Na skórze o niebo lepiej wygląda, gdy krem BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1 zamiast rozsmarować, wklepiemy (lekko "wduszając" palcami) - wtedy spokojnie można wyjść z domu do ludzi.


W skrócie:

- jasny, szarawy kolor, dla zimnej karnacji
- dość rzadka konsystencja, ale dobrze i przyjemnie się rozprowadza
- dobre krycie, które można dozować warstwami
- trwałość ok. 4h (zależnie od ilości nałożonego kosmetyku)
- bardzo naturalny, wręcz nieskazitelny wygląd, ale tylko na skórze w świetnym stanie
- odrobinę podkreśla suche skórki (mniej, gdy kosmetyk wklepiemy zamiast rozsmarować)
- matuje przy jednoczesnym rozświetleniu
- ładnie, nienachalnie, subtelnie i nowocześnie pachnie
- ma niezbyt trwałe opakowanie

Moja ocena:

Jeśli używałyście kremu BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1, koniecznie oceńcie go w poniższej skali od 1 do 10 - to szybki i prosty sposób, żeby przekonać się, jak średnio ocenia go przeciętna Polka. Zachęcam także do dzielenia się swoimi recenzjami na temat kremu BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1 w komentarzach, bo przecież ile kobiet, tyle rodzajów cer i tyle opinii na temat jednego produktu. Razem weźmy pod lupę krem BB Bio-Essence Bio Platinum 10 in 1 i oceńmy go, by pomóc innym dokonać wyboru!