Piercing to inaczej przekłuwanie, kolczykowanie. Jest to jedna z form modyfikacji i ozdabiania ciała, która nie jest stosunkowo młodą modą, a jedynie nową falą zainspirowaną kulturą wielu społeczności – w tym cywilizacji, która zamieszkiwała tereny Iraku już w IX wieku przed naszą erą. Trend na uwspółcześnione kolczykowanie rozpowszechnił w latach 70. amerykański milioner Doug Malloy, który swoją fascynację historią piercingu przelał na doświadczenia w grupie innych zainteresowanych tymi praktykami. Stali się oni pionierami tej metody ozdabiania ciała i stworzyli pierwsze fabryki i sklepy z biżuterią tego typu.
Zabawne ciekawostki o przekłuwaniu ciała:
Z historią piercingu wiąże się wiele ciekawostek. Nie sposób nie wspomnieć o Egipcjanach, którzy przekłuty pępek uważali za symbol klasy wyższej. Jeżeli człowiek z ludu pozwolił sobie na biżuterię w tym miejscu, został skazywany na śmierć, chyba że... jego pępek był „idealny” - wówczas otrzymywał awans społeczny. Rzymscy wojownicy uważali przekłute sutki za symbol męstwa i odwagi. W ramach dodatkowego, bardziej praktycznego wykorzystania, ozdoby służyły im za element do mocowania płaszcza. W tym samym kraju piercing stosowano także do znakowania przestępców.
Po co się kolczykujemy?
W dzisiejszych czasach kolczykowanie służy wyrażeniu siebie, zdobieniu ciała, zaznaczaniu przynależności do grupy społecznej oraz zwiększania doznań seksualnych. Najpopularniejsze miejsce przekłuwane przez piercera to uszy, które jako jedyne są w Polsce całkowicie akceptowalne kulturowo. Inne, mniej masowo wybierane miejsca, to wargi, nos, sutki, łuk brwiowy, język, kark, przestrzeń między piersiami, pępek, boki brzucha (obok kości miedniczych), błona między kciukiem a palcem wskazującym, linia wzdłuż kręgosłupa oraz genitalia.
Jak wygląda przekłuwanie ciała?
Zabieg przekłucia trwa zazwyczaj do dwóch minut. Najbardziej wrażliwe części ciała są znieczulane powierzchniowo. Wybrane miejsce chwytane jest szczypcami, przebijane igłą wenflonową lub iniekcyjną, a bezpośrednio po tym wkładany jest kolczyk. Pistolet do przekłuwania stosowany jest tylko do miękkich płatków uszu, ponieważ tworzy ranę szarpaną, która niesie ze sobą ryzyko komplikacji. Dodatkowo, tego narzędzia nie można wysterylizować w autoklawie, co potęguje ryzyko infekcji. Warto wspomnieć, że piercing to nie tylko przebicie igłą, ale także wycięcie dziury skalpelem, jak w przypadku tuneli, które wykonuje się w policzkach i uszach. Ten typ ozdoby polega na rozciąganiu skóry okrągłą biżuterią.
Jak dbać o przekłucie ciała?
Dbanie o przekłucie zaczyna się już od wybierania materiału, z którego wykonany jest kolczyk. W Unii Europejskiej zabronione jest stosowanie niklu w jakimkolwiek stężeniu. Najmniejsze ryzyko reakcji alergicznej i powikłań daje tytan, stal implantacyjna oraz bioplast i PTFE, które wyglądem przypominają plastik. Popularna stal chirurgiczna nie nadaje się do przekłuć, ale można ją stosować po wygojeniu się kolczykowanego miejsca. Po zabiegu należy ranę przemywać dwa razy dziennie solą fizjologiczną lub Octeniseptem. Przynajmniej przez pierwsze dwa tygodnie należy się powstrzymać od spożywania alkoholu i kofeiny, moczenia przekłutego miejsca (kąpiel w wannie, basen) oraz palenia papierosów w przypadku przekłucia języka. Nie należy stosować w tym czasie środków rozrzedzających krew.
Jak długo goi się rana od kolczyka w ciele?
Z naukowego punktu widzenia piercing to uszkodzenie ciała. Rany otwarte, które powstają po zabiegu kolczykowania goją się długo i pozostawiają ryzyko infekcji. Przy odpowiedniej pielęgnacji i zachowaniu wysokiego poziomu higieny przekłucie powinno goić się (zależnie od rodzaju przekłucia): od 1 do 9 miesięcy w uchu, od 1 do 3 miesięcy w nosie, od 3 tygodni do 2 miesięcy w wardze, od 1 do 3 tygodni w języku, od 2 do 4 miesięcy w sutku, od 1 do 6 miesięcy w pępku, od 2 tygodni do 9 miesięcy w genitaliach.
Moja historia piercingu:
Ja w buntowniczym wieku nastoletnim przekłułam sobie drugą dziurkę w lewym uchu – zrobiłam to sama(!), zaostrzonym kolczykiem (tak, młodość rządzi się swoimi prawami – do tej pory nie mogę uwierzyć w swój brak wyobraźni, a z drugiej strony w siłę motywacji, która pozwoliła mi zwalczyć lęk i ból). Nikomu nie polecam tej metody - brak umiejętności, wprawy, wyobraźni, odpowiednich narzędzi, wiedzy oraz znajomości możliwych konsekwencji może doprowadzić do nieciekawego finału tego nieprofesjonalnego i impulsywnego piercingu. Całe szczęście nic złego się nie stało, nie było żadnych powikłań, za to samą dziurkę zrobiłam, moim zdaniem, za blisko krawędzi ucha. Niemniej, trochę z tym drugim kolczykiem pochodziłam i zdjęłam go bezpowrotnie w okolicach czasów licealnych. Aktualnie wolałabym, żeby tej dziurki nie było, bo szpeci mi ucho i nadal trzeba o nią dodatkowo dbać, utrzymywać w czystości i dezynfekować.
Na kolejny piercing zdecydowałam się kilka lat później. Był to kolczyk w języku. Jako że mam długie wędzidełko, piercer zrobił mi dziurkę na ukos. Bolało, język był spuchnięty, zaraz po zabiegu ślinianki pracowały jak szalone (od znieczulenia), a całość, nawet po zagojeniu, nie wyglądała zbyt estetycznie, bo przez tę „ukośną metodę” kulka kolczyka „leżała” cały czas na języku i tworzyła tam nieestetyczne odciśnięcie. Jakby tego było mało, zniszczyłam sobie szkliwo przednich zębów bawiąc się tym kolczykiem (ach ta młodość...). Mimo że zaraz przeczytacie o jeszcze bardziej nietypowych przekłuciach wiążących się z jeszcze większymi bliznami, to tego kolczyka żałuję najbardziej. Fatalna decyzja z nieodwracalnymi skutkami, nieestetyczną blizną i zniszczonym szkliwem. Nie polecam nikomu.
Ostatnia zabawa w kolczykowanie była najbardziej nietypowa i przyniosła najwięcej dyskomfortu z powodu wolnego gojenia i nieprzemyślanych miejsc przekłucia. Miałam wtedy 20-21 lat. Tym razem piercing odbył się w warunkach domowych przez znajomą piercerkę. Przekłute zostały dwa miejsca naraz – bok brzucha i przedramię. Na powyższym kolażu umieściłam zdjęcia z prywatnego archiwum, na których widać te kolczyki. W trakcie zabiegu było zabawnie i niezabawnie zarazem, bo mam straszne łaskotki w okolicy przekłuwanego miejsca (okolice kości miedniczej), przez co nieźle się uśmiałyśmy. Niemniej, było mi strasznie słabo i omdlewałam w trakcie zabiegu. Uczucie było nieprzyjemne, a wyobraźnia potęgowała lęk. Oba miejsca były nietypowe (więc fajnie, nie? ;)), a ja po krótkim czasie zrozumiałam dlaczego. Kolczyk na przedramieniu zahaczał się o rękawy, a cienka skóra w tym miejscu, wbrew pozorom, ciągle była w ruchu i nie pozwalała ranie szybko się zagoić. Kolczyk w brzuchu za to zahaczał się niemiłosiernie o pas spodni lub był wciskany przez nie w brzuch podczas siedzenia. Biodrówki, które wówczas były modne, częściowo rozwiązywały sprawę. Oba przekłucia goiły się przez to długo. Kolczyk w brzuchu ostatecznie się zagoił, ale kolczyk w przedramieniu nie zagoił się do końca nigdy, aż w końcu zdecydowałam się go wyjąć. Niedługo po nim pozbyłam się całej reszty tych wątpliwych ozdób i w zgodzie ze sobą muszę stwierdzić, że nie było warto, a pobudki do zrobienia piercingu zawsze były niedojrzałe i miały swoje korzenie w chęci wyróżnienia się i zwrócenia na siebie uwagi – słabe, prawda?
Poniżej zdjęcia blizny po kolczyku w ręce. Zdjęć blizny na brzuchu nie robiłam ze względów estetycznych - mam 10 lat i 15 kg więcej ;)
Moje subiektywne podsumowanie:
Podsumowując – nie jestem fanką i nie polecam. Rozumiem motywację do zrobienia piercingu, wiem, że człowiek przechodzi przez różne fazy rozwoju psychicznego w swoim życiu, odczuwa różne potrzeby, chce je zaspokajać - to zupełnie normalne. Niemniej, jeśli ktoś spytałby mnie, czy było warto, odpowiedź byłaby jednoznaczna – nie. Za dużo minusów (kłopotliwa pielęgnacja; niebezpieczeństwo zahaczenia, wyrwania lub odkręcenia kolczyka; nieciekawy wizerunek dla pozostałej części społeczności, co może przełożyć się na przykład na dostanie pracy; blizny; uszkodzenia – na przykład szkliwa zębów, gdy ma się kolczyk w języku), za mało plusów, a plusy te za mało znaczące patrząc na ogół życia i najważniejsze wartości.
Moja ocena: